Aktualizacje

1.06.2015
Założyłam wattpada. Powoli będę przenosić tam swoje opowiadania:)
http://www.wattpad.com/user/Maczin_


15.08.2015
Dodany post z okazji 3 lat bloga!

piątek, 26 kwietnia 2013

Part 2, "Live or Die?"

Jestem cholernie zadowolona z tego, co napisałam. Może w większości na siłę, ale jednak jestem dumna. Mam nadzieję, że nie ma błędów (ale i tak pewnie są).  Pisane przy: SHINee - Evil, SHINee - Obsession,  SHINee - Quasimodo.

Dla Memory - bo ty jedyna potrafisz mi podnieść samoocenę, wyleczyć moją duszę i sprawić, że jeszcze jestem na tym świecie. Dziękuję ;*

 ***

Dwa dni minęły mu niemal w całkowitej samotności. Jedynie pielęgniarki zaglądały od czasu do czasu, przynosząc posiłki. Został odłączony od tej upierdliwej aparatury i teraz spokojnie mógł wstać, i zrobić kilka kroków w stronę kontaktu, aby bez problemu załadować komórkę. Tak, nie potrafił żyć bez telefonu, cóż poradzić.

"Od tej pory będę cię codziennie odwiedzać."

Irytujące było to, że zaczęło mu brakować tego wkurzającego chłopaka, ubranego zawsze tak samo. Dziwne, bo nigdy za nikim nie tęsknił. Można nawet powiedzieć, że nigdy nie zaznał takiego uczucia jak tęsknota. Ojca praktycznie nie znał; odszedł, gdy Kris miał zaledwie rok. Zaś matka wędrowała po świecie w sprawach biznesowych, raz na jakiś czas wracając do Korei i z powrotem do Mediolanu czy Nowego Jorku. Niezbyt się nim interesowała, ale codziennie mógł przeczytać sms-a lub wiadomość e-mail od niej z zapewnieniem, że wróci niedługo, i że cały czas go wspiera. Taa... Nigdy mu ich nie brakowało, kompletnie zero tęsknoty.

Przymknął na chwilę oczy, wzdychając cicho. Miał już wszystkiego dosyć. Ciągłego leczenia. Jak nie astma, przeróżne grypy, przeziębienia - to rak, w dodatku już drugi raz. Ponoć najczęściej tej drugiej/trzeciej walki się po prostu nie wygrywa, bo nie ma się tyle sił, co za pierwszym razem... Znaczy, tak słyszał, ale on, jak na razie, czuł się wyśmienicie. Ba! Mógłby tańczyć i śpiewać, jednocześnie robiąc pizzę... Okej, dziwnie to by wyglądało, ale pizza na pewno byłaby dobra, nie?
Zmarszczył brwi, gdy poczuł dotyk na głowie. Nie słyszał, żeby ktoś wchodził. W dodatku, nie da się nie słyszeć, gdy jest taka przeraźliwa cisza! Szybko otworzył oczy i podskoczył ze strachu,  uderzając przy okazji w łokieć Tao. Jęknął cicho z bólu, rozmasowując obolałe miejsce.

 - Powariowałeś?! Nie dość, że mnie macasz, to jeszcze chciałeś... Co ty właściwie chciałeś zrobić?! - podniósł głos. Zastanawiał się, co Zitao zamierzał uczynić, gdyż ten był w dziwnej pozycji, przez co właśnie Kris walnął się w łokieć bruneta.

 - Przytulić cię - powiedział nadzwyczaj spokojnie, wzruszając ramionami. Okej. Cofamy to. Krisowi jednak wcale nie brakowało tego irytującego chłopaka. Wcale!

 - Takie kity możesz wciskać pielęgniarce, nie mnie. - burknął, podnosząc się do siadu, przeciągając przy okazji. Aż mu kości strzelały, od spędzania czasu w jednej i tej samej pozycji, ale cóż poradzić... Przeszedłby się na jakiś spacer, tyle że trzeba byłoby wymknąć się, najlepiej nocą, bo inaczej marny jego los. Pielęgniarki były niby miłe, ale jeśli ktoś wyszedł poza oddział (a żeby iść dalej, to trzeba zazwyczaj z panią w białym wdzianku, a Kris chciał albo sam, albo z kimś bliskim), to bójcie się Boga. To, co one mogły wyprawiać z pacjentem, przerażało nawet taką osobę, jaką był Fan.
- W zasadzie, już nieważne... - dodał, gdy ocknął się z zamyślenia. Ostatnio robił to coraz częściej. Widać samotność daje się we znaki. Przydałby się ktoś, kto mógłby być cały czas przy nim.

Nie, nie miał na myśli Zitao.

Chociaż...

- Przepraszam, że nie mogłem być przy tobie, ale musiałem kilka ważnych spraw załatwić. - Usłyszał cichy głos bruneta. Zwrócił swój wzrok ku ciemnym tęczówkom młodszego (tak mu się zdawało) chłopaka.

- Ahm... Mogę wiedzieć jakich? - Uniósł brew w geście zaciekawienia.

- Związanych z tobą. - Otworzył szeroko usta z niedowierzania. Sprawy związane z nim samym?! Co on kombinował? A może chciał go załatwić?  
 -"Taak... Bo po co by przychodził tutaj? A może jest z mafii, matka ma jakieś długi... Zabije mnie?! Nie no... Kris... Nie popadajmy w paranoję. Tao to grzeczny (powiedzmy) chłopak. Tak. W stu procentach." 

- Em? Jakie WAŻNE sprawy mogą być związane ze MNĄ?! - Dał nacisk na odpowiednie słowa, wpatrując się z niemałym szokiem w uśmiechniętego Tao, który wyciągnął kolejną zwiędłą różę z wazonu. - Ty mnie w ogóle słuchasz?!

Brunet przytaknął, jakby od niechcenia, poprawiając kwiaty oraz wstążeczkę, którą były związane. Kris zastanawiał się, jak to jest, że róże tak dobrze się trzymają. Zazwyczaj dwa-trzy dni i koniec. A tutaj takie zaskoczenie.

~ Zostało pięć. ~

- Jakbym nie mógł ciebie słuchać? Twój głos jest najcudowniejszą barwą dźwięków, jakie jestem w stanie słyszeć. - Krisowi szczęka opadła trzy piętra w dół i zakopała się pod ziemię. - "Że... Proszę...CO?!"

- Ty mnie lubisz denerwować - syknął pod nosem i niczym obrażone dziecko zaplótł dłonie na piersi, wciskając się bardziej w łóżko. Tak, najpierw panikował, że chłopak chce go zabić, a teraz się focha na niego. Czy ktoś ma tu jeszcze wątpliwości, że na oddział psychiatryczny ma niedaleką drogę? W końcu co to jest te dziesięć metrów do pokonania...

- Sprawdzam, czy z tobą naprawdę źle. Jeśli masz siłę się złościć, to chyba zdrowiejesz. - Zaśmiał się cicho, unikając ciosu od blondyna. Chłopak zawarczał pod nosem i odwrócił głowę w drugą stronę. Foch. Zdecydowanie. I jak on mógł pomyśleć, że tęskni za tym bladym, denerwującym...CZYMŚ?! Oszalał i to totalnie! Następnym razem jak znów będzie chciał mieć z powrotem Zitao przy sobie, strzeli sobie cztery razy w pysk i dołoży jeszcze z kolana. Może i wyląduje w psychiatryku, jak pielęgniarka zobaczy co wyprawia, ale satysfakcja będzie.
- Krisusku...?

Bomba wybuchła.

- ŻE JAK ZDROBNIŁEŚ MÓJ PSEUDONIM?! - Wrzask blondyna był słyszalny nawet w zaświatach, a Lucyfer aż przerwał grę w szachy z Belzebubem*, nasłuchując rozmowy. Nie no... Aż tak źle jeszcze nie było, ale na pewno Krisa było słuchać na recepcji! To pewne!
Wrr! "Krisus" był w stanie ścierpieć, ale "Krisusku"?! I co może jeszcze? Krysienko?!
Zacisnął dłonie w pięści na pościeli, zgrzytając zębami.

- Ładnie zdrobniłem. Ładnie. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko. Poczochrał włosy starszego chłopaka, który zmrużył niebezpiecznie oczy, ale delikatnie się uśmiechnął. Zitao zamarł zaskoczony reakcją Krisa. Spodziewał się kolejnego ciosu, krzyku, ale.... nie tego! Zagryzł wargę, a po chwili niepewnie odwzajemnił uśmiech.

Chociaż nigdy nie przywiązywał się do umierających osób, żeby po prostu później nie tęsknić, czy też nie mieć wyrzutów sumienia, to tym razem postąpił całkiem inaczej. Nawet zaczął kombinować, co mógłby zrobić, aby poprawić stan płuc blondyna i nie musieć go odsyłać na tamten świat. Niby taka była jego praca - tymczasowa, trzeba podkreślić - ale ten pierwszy raz nagiął zasady. Bał się, że jeśli nie wykona tego zlecenia (ostatniego, jak się dowiedział), to nici z powrotu na Ziemię - po półtorej roku nieobecności - już jako człowiek.

No i właśnie takie sprawy był załatwiać, czyli -  starał się zrobić wszystko, aby uratować Fan'a.  Dzisiaj zaczął pierwszą część tych planów i miał nadzieje, że mu się powiedzie, zwłaszcza, że róże - które były pewnym wyznacznikiem - dawały zadowalające znaki. Każda oznaczała co innego. Każda dawała mu pewną nadzieję. Każda kolejna to był krok na przód. Każda kolejna zwiędnięta była najszczęśliwszą wiadomością.

Musiało się w takim razie udać! Wszystko! Jeszcze pięć i Kris poczuje dokładnie to samo, co w tej chwili Tao...

- Huh? - mruknął zaskoczony, gdy dłoń chorego chłopaka przeleciała mu przed oczami, wyrywając przy tym z zamyśleń.

- Widzę, że nie tylko ja zaliczam dzisiaj zgony. - Zaśmiał się blondyn i wygramolił się spod kołdry. Po niedługiej chwili dotknął stopami posadzki. Brunet spojrzał zdziwiony na chłopaka, który cały czas się uśmiechał. - Jednak mnie nie słuchałeś. Idziemy się przejść. Co ty na to? Już późny wieczór, idealna pora! Sam nie wiem, jak się dostałeś, skoro dzisiaj oddział był zamknięty dla odwiedzających, ale jeśli się nadal tu utrzymałeś, to musisz być mistrzem unikania pielęgniarek. Przydatna umiejętność, zwłaszcza teraz, gdy chciałbym się przejść poza szpitalem. To spacer. - Wypowiedział wszystko tak bardzo szybko, że Zitao ledwie go zrozumiał. Nie zauważył, jak został wyciągnięty na korytarz.  

- "Spacer i to tak późno? I do tego chce go poza szpitalem? Powariował!" - Pomyślał, zagryzając wargę. Wziął głębszy wdech i zaczął ich prowadzić. Cóż, będąc duchem, wyczuwał obecność ludzi na bardzo dalekie odległości, dlatego też wiedział, kiedy trzeba schować się, czy skręcić w inny korytarz. Mógłby też zrobić się przenikalny i niewidzialny, ale nie mógł się zdradzić przed Krisem. Na razie. Chociaż sądził, że chłopak podejrzewa, że nie jest "normalny", i że coś ukrywa. Przynajmniej teraz mógł trzymać blondyna za rękę, nie tłumacząc się mu, czemu to robi. Oj, a jednak da się spełniać niektóre marzenia nawet w zaświatach (w których już za długo nie pobędzie)!




*Belzebub - semickie imię demona, wodza demonów. Uważany jest w okultyzmie oraz w demonologii chrześcijańskiej za strażnika bram piekielnych. Utożsamiany również z Szatanem – pierwszym upadłym aniołem. Według rang piekielnych ma być "przybocznym generałem piekła. (źródło: wikipedia)

Obserwuj