Aktualizacje

1.06.2015
Założyłam wattpada. Powoli będę przenosić tam swoje opowiadania:)
http://www.wattpad.com/user/Maczin_


15.08.2015
Dodany post z okazji 3 lat bloga!

poniedziałek, 7 października 2013

Part 4, "Live or Die?" [END]

Omg... Przepraszam! T___T  Wiem, że znów nawaliłam, ale dzisiaj... Oddaję wam to. Wybaczcie, że zakończyłam to już teraz, ale to jest ten moment, a po drugie... Gdybym nie zrobiła tego teraz, to nigdy. A nie chcę zostawiać niedokończonego opowiadania. Źle się jednak w nim czułam. T___T Przez to nie wyśpię się do szkoły, ale... Co tam. :) Teraz jak już będę miała się za coś brać, to raczej za OneShoty. Pomysły? Mogę się zgodzić i na jrock, i na anime (o boziu, co się dzieje!).
Jestem ciekawa, kto to tu jeszcze bywa i czyta to...


***

- Nie wierzę ci. - Trzy krótkie słowa przerwały cisze w pokoju.
Tao zacisnął powieki, odwracając głowę w przeciwną stronę niż znajdował się rozmówca. Nie czuł goryczy rozczarowania. W ogóle duch może to czuć? Cokolwiek? Skoro zakochał się, więc jednak nie jest taki nieludzki... Bez uczuć.
Właśnie. To był jedyny powód, dla którego zdecydował się wyjawić prawdę. Miłość wcale nie była taka „fajna” jak to opisywali. Była... Jest okropna. Zwłaszcza, gdy nieodwzajemniona.

- Dlaczego?

- Jesteś popierdolony. Uciekłeś z psychiatryka? Jak możesz być DUCHEM? To jest, do cholery jasnej, nierealne! Gdybyś nim był, to nie mógłbym zrobić o tak! - powiedział i w jednej chwili uderzył w brzuch Tao, a raczej spróbował to zrobić, bo ręka przeniknęła przez jego ciało. Zamrugał zaskoczony oczami, zabierając ze strachem dłoń. - T-Tyy....

- A nie mówiłem? Ale nie... Lepiej mi nie wierzyć – burknął nieco naburmuszony, zakładając ręce na piersi i strzelając focha. To serio działo się naprawdę...? Czy mu jednak coś szwankuje? Poza tym... O co się znów, do cholery, obraził?! Jak baba!
Powtórzył ruch, ale tym razem ostrożnie, niepewnie dotknął brzucha Zitao, jednak tym razem ręka nie przeniknęła.

- Huh? Ale jak to? Wcześniej...

- Bo mogę to kontrolować. - Uśmiechnął się, pełen dumy prostując się i wypinając bardziej pierś w przód. - Dlatego też wcześniej się nie dowiedziałeś... I chyba jednak dobrze. - stwierdził, przyglądając się Krisowi, który cały czas go tykał. To się robiło wkurwiające. - MOŻESZ PRZESTAĆ?! CZY JA WYGLĄDAM NA GUZIK W ZEPSUTYM AUTOMACIE? - Ostatecznie wydarł się na blondyna, który skarcony odsunął się od niego.

- No wybacz, no... Po prostu nadal w to nie mogę uwierzyć... - wyszeptał, wpatrując się w niejakim zafascynowaniem w Tao, który mógł na to jedynie westchnąć. - W takim razie, co tu robisz? Konkretnie, czemu cały czas ze mną tutaj siedzisz? I dlaczego jesteś na Ziemi? Czy przypadkiem nie ma czegoś takiego jak Niebo?

- Jest. Znaczy nie takie Niebo jak sobie możesz wyobrażać. Nie siedzimy tam na żadnych chmurkach ani nic w tym stylu! - Zaśmiał się radośnie na samo wyobrażenie tego. - To jest takie samo jak świat na Ziemi... Tyle że nie możesz umrzeć. Rozumiesz? Domy i takie tam bzdury... Tylko niczym się nie przejmujesz. Wieczne wakacje. - Uśmiechnął się. - Jednak niezbyt tam mi się podoba. Może dlatego, że nie chcę tam być. I tu jest ten haczyk, przez który właśnie siedzę z tobą. Miałem po prostu dopilnować twojej śmierci, odznaczyć ciebie w tej księdze. - W jego rękach pojawiła się gruba książka z okładką ze skóry i złotymi napisami, które niestety Kris nie był w stanie odczytać.
Fan czuł jak gula w jego gardle coraz bardziej rośnie, powodując nieprzyjemny uścisk i napływ łez do oczu, jednak starał się je powstrzymać.

- C...Czyli... Bardzo niewiele mi zostało? - Wydukał, spuszczając wzrok. Naprawdę miał nadzieję na to, że z tego wyjdzie. Zacisnął dłoń na pościeli, a po chwili poczuł jak zostaje nakryta przez dłoń Tao. Spojrzał zaskoczony na chłopaka, który delikatnie się uśmiechał.

- Raczej bardzo wiele. Wyprosiłem coś nielegalnego. A raczej pograłem sobie w niebezpieczną grę. Jak myślisz, dlaczego ostatnie róże zwiędły wczoraj? Skończyło się odliczanie do twojej śmierci, która nie nadeszła. Bałem się, gdy znikały one po kolei... Ale kiedy zobaczyłem je wczoraj... Byłem pewny, że mi się udało. Dlatego też postanowiłem ci powiedzieć, że jestem duchem. No i... był jeszcze jeden powód, ale... - zarumienił się lekko, odwracając wzrok. Przygryzł lekko wargę, czekając aż Kris się odezwie. Cisza zaczęła go powoli denerwować. Co on sobie teraz myśli, że nie chce nic zrobić... powiedzieć? Chyba jednak Tao masz za długi język, kuźwa...
Drgnął, gdy poczuł jak blondyn zabiera dłoń spod jego ręki, jednak nadal nie miał odwagi na niego spojrzeń. Spieprzyłem, spieprzyłem, spieprzyłem...

- Tao. Miałeś na myśli... - Nie skończył, bo już po samej reakcji domyślił się prawdy. Uśmiechając się delikatnie, złapał dłońmi za policzki chłopaka (jak się cieszył, że i tym razem nie przeniknęły!) i pocałował, mocno przywierając do jego warg. Zitao wydał z siebie zduszony pisk i miał wrażenie, że spali się ze wstydu, ale ostrożnie oddał pocałunek, zaciskając dłonie na ramionach blondyna. Kris był coraz bardziej natarczywy, ale nie przeszkadzało to Tao, który chciał skakać z radości. Chwila przyjemności i... koniec. Blondyn zamrugał zaskoczony oczami, gdy przed sobą nie zobaczył nikogo. Nie wyczuł jego obecności... Zupełnie jakby go tutaj nigdy nie było. Co... do... cholery...?

- Tao... TAO?! - krzyknął nieco panicznym głosem, rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu. Powoli wszystko stawało się zamazane. Nie docierały do niego żadne dźwięki, światło... Nastała ciemność.


***

- Kris... Kris! Halooo! Ała! Chen, nie bij mnie!

- Gadasz do niego od godziny! Ty aby na pewno nie jesteś w nim zakochany?!

- Z-Zakochany...? - Do uszu obu chłopaków dotarł słaby szept blondyna, który powoli otworzył oczy. Syknął cicho, gdy momentalnie zabolała go głowa, przy podnoszeniu się. Został z powrotem popchnięty do poprzedniej pozycji przez bruneta.

- Masz leżeć! Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł, aby pozwolić tej sierocie myć okna. Wylecieć z parteru i stracić przytomność na godzinę? Stary, Tao chciał dzwonić po pogotowie. Tracił zmysły. - Chen pokręcił głową, szczerząc się. Kris przyglądał się im z wielkim zdezorientowaniem. Czyli...

- To Tao nie jest duchem? - spytał całkiem serio. Mężczyźni popatrzyli po sobie, po czym jeden z nich – Chen – wybuchł głośnym śmiechem. Pokręcił głową.

- A więc to ci się śniło! A obstawiałem na pornola z pandą w roli głównej. - Zdążył jedynie to powiedzieć, zanim dostał książką w łeb. Obrażony ulotnił się z pokoju, mrucząc coś pod nosem, że Zitao nie ma w ogóle poczucia humoru. Brunet siedział przez ten cały czas na łóżku Fan'a, czerwieniąc się niemiłosiernie. Ten troll zawsze musiał powiedzieć coś nieodpowiedniego w takich momentach!

- To... Jaki duch? - dopytał niepewnie, bawiąc się skrawkiem swojej koszuli. Kris uśmiechnął się pod nosem i kierowany wyczuciem, poderwał się do siadu i złapał z bluzkę Tao po czym wpił się w jego usta. Zamruczał przy tym cicho, czując delikatny posmak malin. Młodszy chłopak jęknął cicho w jego wargi i niepewnie oplótł ramionami szyję Krisa. Westchnął, gdy starszy przerwał pocałunek.

- Naprawdę to teraz takie ważne? - spytał z wielkim wyszczerzem, nie wypuszczając z objęć pandy. Wtulił się jedynie w jego mocniej i cmoknął w odsłoniętą szyję. - Kocham cię, zakochańcu... - wymruczał cicho. Mocniejszy uścisk młodszego chłopaka jakby przekazał mu odpowiedź.

- To... Jak z tym duchem, drugi zakochańcu? - Zitao odsunął się na niewielką odległość, od Krisa, uśmiechając delikatnie. Blondyn wziął głębszy wdech, zamyślił się na moment, po czym zaczął opowiadać:

- Bo to się zaczęło od tego, że ja...



sobota, 27 lipca 2013

3 part, "Life or Death?"

Hej? ^^"  Trzy miesiące... No ładnie. Pozabijajcie, jeśli jeszcze ktoś tu został : O .
Jedna, jedyna odpowiedź: blokada.  Naprawdę, mam blokadę... a do tego wszystko co piszę, jest takie... wrrr... Ech. Z poniższym męczyłam się 1,5 miesiąca... Zaczęłam to pisać jakoś w czerwcu. No i proszę. Przynajmniej skończyłam! Chcę przebrnąć przez to i skończyć. Źle się czuję w tym opowiadaniu .___.  

Krótko, nie sprawdzane.~
***

Nie wiedział jakim cudem udało im się wyjść ze szpitala niezauważonym. Co chwilę musiał zmieniać trasę, aby nie trafić na pielęgniarkę, dlatego też krótka wędrówka po budynku zajęła im naprawdę sporo czasu. Przynajmniej teraz byli już na zewnątrz i mogli odetchnąć świeżym powietrzem.
- Terapia przynosi skutki? - spytał Tao po dłużej chwili milczenia, gdy przechadzali się po pobliskim parku. Zbliżała się północ, więc nic dziwnego, że nikogo nie było, ale to dobrze, przynajmniej nikt nie widział Krisa w szpitalnej piżamie. A trzeba było przyznać, że to był bardzo ciekawy widok. Nie na co dzień widuje się prawie dorosłego mężczyznę w piżamie z misiami i kotkami, nieprawdaż?

Zauważył, że chłopak od jakiegoś czasu nie miał ataku kaszlu. Czyżby udało mu się wybłagać siłę wyższą, aby zrobiła coś w tym kierunku? Może jednak będzie to nagłe uzdrowienie? Miał nadzieję, że jeśli to nastąpi, to zaliczy swoją pracę i będzie mógł wrócić; nie widziało mu się następne pół roku w zaświatach z tymi, dosłownie, sztywniakami. 

- O dziwo tak. Nie jakieś tam wielkie, ale czuję się naprawdę dobrze i nie wiem po co mnie trzymają. Sporo osób umiera na raka w domach - powiedział z nieco skwaszonym uśmiechem. Przysiadł na ławce, przeciągając się i lekko ziewając. Poklepał miejsce obok siebie w zapraszającym geście. Nie musiał długo czekać, jak brunet rozsiadł się niedaleko niego i coś cicho westchnął pod nosem.

- Nie wierzysz, że możesz wyzdrowieć?

- Zacznijmy od tego, że w nic nie wierzę. Nie żyję nadzieją, po prostu liczę na jutro. To co przyniesie, to będzie. Jestem na wszystko przygotowany.

Kris wyciągnął się na ławce i spojrzał w niebo, zakładając dłonie za głowę. Wziął głębszy wdech, przerywając ciszę, która ostatnimi czasy była często obecna pomiędzy chłopakami. Blondyn drgnął, gdy poczuł dotyk dłoni Zitao na swoim ramieniu.

- Hm?

Skierował ku niemu głowę, spoglądając w jego oczy i próbując odgadnąć myśli chłopaka.

- A jednak wyczułeś. - Zadowolony uśmieszek wkradł się na usta Pandy, który zabrał dłoń. - Czyli nie jest tak źle!

- Twierdzisz, że nie potrafię poczuć, jak ktoś pacnie mi rękę na moje ciało? - spytał niezadowolony Kris, marszcząc brwi.

- Nie, twierdzę, że ostatnio jesteś tak zamyślonym i myślałem, że nie zwrócisz na to uwagi. Zakochańcu - dodał już nieco złośliwie, szczerząc swoje zęby w niesamowicie wrednym uśmiechu. Uwielbiał denerwować starszego, zwłaszcza jeśli chodziło o takie sprawy! Przynajmniej wtedy odwracał na chwilę jego uwagę od choroby i melancholijnych myśli.  A poza tym Kris wyglądał... słodko (?) jak się denerwował!

- Nie jestem zakochany! Ciekawe w kim?! - prychnięcie dotarło do uszu Zitao.

- No nie wiem, nie wiem... Może we mnie? - wypiął dumnie pierś i sprawnie uniknął ciosu, który chciał zadać mu chłopak. No cóż, duch był zawsze krok do przodu, we wszystkim!

- Tak, a ja jestem Romeo. - Wywrócił oczami, ograniczając swoją złość.

- Mogę być Julią?! - pisnął podekscytowany brunet, przyklejając się do ramienia zaskoczonego Fan'a. Jego mina wyrażała jedno, wielkie "WTF?!".

- Em... Kiedy zmieniłeś orientację? I płeć?

- Dzisiaj! A co, nie podoba się? Nie chciałbyś trochę miłości, hm? Moja jest darmowa, wakacyjna promocja. - Oparł dłonie na klatce piersiowej starszego i nachylił się nad nim, uśmiechając delikatnie, widząc jego reakcję, a raczej jej brak... Miał wrażenie, że na chwilę przestał oddychać, gdy zbliżył się do jego ust. Dmuchnął lekko w nie, a sam oblizał swoje wargi. Zrobił ruch, jakby chciał go pocałować, jednak w ostatnim momencie zmienił kierunek na jego policzek. Po prostu... Stchórzył. Zdawało mu się, że przez chwilę zobaczył zawiedzione spojrzenie Krisa, ale... Nie, przewidzenia, zdecydowanie.
Zeskoczył z ławki i teatralnie otrzepał spodnie.

- Wracamy? Zimno trochę.


Cisza pomiędzy nimi jeszcze nigdy nie była tak ciężka i niepewna.


***


- Nie podoba mi się to.

Kris spojrzał zaskoczony na chłopaka, gdy skończył wysyłać kolejną wiadomość na Twitterze.  To aż niemożliwe, ile osób może się tobą interesować i ciebie wspierać, chociaż zna cię tylko przez internet. Chłopak i tak nie miał nadziei w wyleczenie, jednakże miło było czytać te wszystkie rzeczy... No i je słyszeć, od Zitao oczywiście.
Usiadł wygodniej na szpitalnym łóżku i przeciągnął się lekko.

- Ale co ci się nie podoba? - spytał, widząc, że brunet marszczy czoło z niejakim niezadowoleniem.

- No to. Róże więdną za szybko. Widzisz? Kolejna. - Wyciągnął zniszczonego kwiatka, który po chwili wylądował w koszu.

- Jesteś pierdolnięty. - Kris wywrócił jedynie oczami. - Kwiatki jak kwiatki. I tak dziwne, że niektóre trzymają się już dwa tygodnie. Narkotyki w wodzie rozpuszczasz czy jak? - Spojrzał na niego podejrzliwie i dla pewności przyjrzał się wodzie w wazonie.

- Y-ym... To takie fajne... rośliny. Musisz chyba raczej poczekać na odpowiedź. - Uśmiechnął się i rozczochrał włosy blondyna, rozsiadając się wygodnie na jego łóżku. 
I znów cisza. Przepraszam bardzo, ale czy tu naprawdę trzeba wynająć jakąś orkiestrę, która przygrywałaby właśnie podczas takich akcji?
Od spaceru minęły zaledwie trzy dni, a jego nadal dręczyły wyrzuty sumienia, żal... że nie zrobił tego. Do pocałunku tak niewiele brakowało, a jednak i tak tego nie zrobił. Przecież był duchem, nawet jakby mu przyjebał, to nie poczułby bólu. Chociaż i pocałunku też nie. To taka ciężka sprawa... 
Wziął głębszy wdech, przeczesując dłonią swoje włosy. Wyczuł na sobie wzrok starszego.

- Nie myśl tyle, bo ci się mózg przegrzeje - odezwał się złośliwym głosem Fan.

- Czy ty ostatnio nie za bardzo do mnie podskakujesz? To ja zazwyczaj jestem wredny! - oburzył się brunet, zakładając dłonie na piersi. - Powinienem się obrazić? - spytał jakby sam siebie, spoglądając na sufit. Drgnął, gdy poczuł ramiona oplatające go w pasie, a po chwili gorący oddech na karku.

- Nie, bo będzie mi smutno i kto mnie wtedy pocieszy? - Delikatny pocałunek na policzku, sprawił, że Tao spłonął krwistym rumieńcem. - Cieszę się, że zrozumieliśmy się.

I jedno, cholerne, pytanie... Jakim ja prawem wszystko czuję, skoro jestem duchem?! On nagina wszelkie prawa Boga!

piątek, 26 kwietnia 2013

Part 2, "Live or Die?"

Jestem cholernie zadowolona z tego, co napisałam. Może w większości na siłę, ale jednak jestem dumna. Mam nadzieję, że nie ma błędów (ale i tak pewnie są).  Pisane przy: SHINee - Evil, SHINee - Obsession,  SHINee - Quasimodo.

Dla Memory - bo ty jedyna potrafisz mi podnieść samoocenę, wyleczyć moją duszę i sprawić, że jeszcze jestem na tym świecie. Dziękuję ;*

 ***

Dwa dni minęły mu niemal w całkowitej samotności. Jedynie pielęgniarki zaglądały od czasu do czasu, przynosząc posiłki. Został odłączony od tej upierdliwej aparatury i teraz spokojnie mógł wstać, i zrobić kilka kroków w stronę kontaktu, aby bez problemu załadować komórkę. Tak, nie potrafił żyć bez telefonu, cóż poradzić.

"Od tej pory będę cię codziennie odwiedzać."

Irytujące było to, że zaczęło mu brakować tego wkurzającego chłopaka, ubranego zawsze tak samo. Dziwne, bo nigdy za nikim nie tęsknił. Można nawet powiedzieć, że nigdy nie zaznał takiego uczucia jak tęsknota. Ojca praktycznie nie znał; odszedł, gdy Kris miał zaledwie rok. Zaś matka wędrowała po świecie w sprawach biznesowych, raz na jakiś czas wracając do Korei i z powrotem do Mediolanu czy Nowego Jorku. Niezbyt się nim interesowała, ale codziennie mógł przeczytać sms-a lub wiadomość e-mail od niej z zapewnieniem, że wróci niedługo, i że cały czas go wspiera. Taa... Nigdy mu ich nie brakowało, kompletnie zero tęsknoty.

Przymknął na chwilę oczy, wzdychając cicho. Miał już wszystkiego dosyć. Ciągłego leczenia. Jak nie astma, przeróżne grypy, przeziębienia - to rak, w dodatku już drugi raz. Ponoć najczęściej tej drugiej/trzeciej walki się po prostu nie wygrywa, bo nie ma się tyle sił, co za pierwszym razem... Znaczy, tak słyszał, ale on, jak na razie, czuł się wyśmienicie. Ba! Mógłby tańczyć i śpiewać, jednocześnie robiąc pizzę... Okej, dziwnie to by wyglądało, ale pizza na pewno byłaby dobra, nie?
Zmarszczył brwi, gdy poczuł dotyk na głowie. Nie słyszał, żeby ktoś wchodził. W dodatku, nie da się nie słyszeć, gdy jest taka przeraźliwa cisza! Szybko otworzył oczy i podskoczył ze strachu,  uderzając przy okazji w łokieć Tao. Jęknął cicho z bólu, rozmasowując obolałe miejsce.

 - Powariowałeś?! Nie dość, że mnie macasz, to jeszcze chciałeś... Co ty właściwie chciałeś zrobić?! - podniósł głos. Zastanawiał się, co Zitao zamierzał uczynić, gdyż ten był w dziwnej pozycji, przez co właśnie Kris walnął się w łokieć bruneta.

 - Przytulić cię - powiedział nadzwyczaj spokojnie, wzruszając ramionami. Okej. Cofamy to. Krisowi jednak wcale nie brakowało tego irytującego chłopaka. Wcale!

 - Takie kity możesz wciskać pielęgniarce, nie mnie. - burknął, podnosząc się do siadu, przeciągając przy okazji. Aż mu kości strzelały, od spędzania czasu w jednej i tej samej pozycji, ale cóż poradzić... Przeszedłby się na jakiś spacer, tyle że trzeba byłoby wymknąć się, najlepiej nocą, bo inaczej marny jego los. Pielęgniarki były niby miłe, ale jeśli ktoś wyszedł poza oddział (a żeby iść dalej, to trzeba zazwyczaj z panią w białym wdzianku, a Kris chciał albo sam, albo z kimś bliskim), to bójcie się Boga. To, co one mogły wyprawiać z pacjentem, przerażało nawet taką osobę, jaką był Fan.
- W zasadzie, już nieważne... - dodał, gdy ocknął się z zamyślenia. Ostatnio robił to coraz częściej. Widać samotność daje się we znaki. Przydałby się ktoś, kto mógłby być cały czas przy nim.

Nie, nie miał na myśli Zitao.

Chociaż...

- Przepraszam, że nie mogłem być przy tobie, ale musiałem kilka ważnych spraw załatwić. - Usłyszał cichy głos bruneta. Zwrócił swój wzrok ku ciemnym tęczówkom młodszego (tak mu się zdawało) chłopaka.

- Ahm... Mogę wiedzieć jakich? - Uniósł brew w geście zaciekawienia.

- Związanych z tobą. - Otworzył szeroko usta z niedowierzania. Sprawy związane z nim samym?! Co on kombinował? A może chciał go załatwić?  
 -"Taak... Bo po co by przychodził tutaj? A może jest z mafii, matka ma jakieś długi... Zabije mnie?! Nie no... Kris... Nie popadajmy w paranoję. Tao to grzeczny (powiedzmy) chłopak. Tak. W stu procentach." 

- Em? Jakie WAŻNE sprawy mogą być związane ze MNĄ?! - Dał nacisk na odpowiednie słowa, wpatrując się z niemałym szokiem w uśmiechniętego Tao, który wyciągnął kolejną zwiędłą różę z wazonu. - Ty mnie w ogóle słuchasz?!

Brunet przytaknął, jakby od niechcenia, poprawiając kwiaty oraz wstążeczkę, którą były związane. Kris zastanawiał się, jak to jest, że róże tak dobrze się trzymają. Zazwyczaj dwa-trzy dni i koniec. A tutaj takie zaskoczenie.

~ Zostało pięć. ~

- Jakbym nie mógł ciebie słuchać? Twój głos jest najcudowniejszą barwą dźwięków, jakie jestem w stanie słyszeć. - Krisowi szczęka opadła trzy piętra w dół i zakopała się pod ziemię. - "Że... Proszę...CO?!"

- Ty mnie lubisz denerwować - syknął pod nosem i niczym obrażone dziecko zaplótł dłonie na piersi, wciskając się bardziej w łóżko. Tak, najpierw panikował, że chłopak chce go zabić, a teraz się focha na niego. Czy ktoś ma tu jeszcze wątpliwości, że na oddział psychiatryczny ma niedaleką drogę? W końcu co to jest te dziesięć metrów do pokonania...

- Sprawdzam, czy z tobą naprawdę źle. Jeśli masz siłę się złościć, to chyba zdrowiejesz. - Zaśmiał się cicho, unikając ciosu od blondyna. Chłopak zawarczał pod nosem i odwrócił głowę w drugą stronę. Foch. Zdecydowanie. I jak on mógł pomyśleć, że tęskni za tym bladym, denerwującym...CZYMŚ?! Oszalał i to totalnie! Następnym razem jak znów będzie chciał mieć z powrotem Zitao przy sobie, strzeli sobie cztery razy w pysk i dołoży jeszcze z kolana. Może i wyląduje w psychiatryku, jak pielęgniarka zobaczy co wyprawia, ale satysfakcja będzie.
- Krisusku...?

Bomba wybuchła.

- ŻE JAK ZDROBNIŁEŚ MÓJ PSEUDONIM?! - Wrzask blondyna był słyszalny nawet w zaświatach, a Lucyfer aż przerwał grę w szachy z Belzebubem*, nasłuchując rozmowy. Nie no... Aż tak źle jeszcze nie było, ale na pewno Krisa było słuchać na recepcji! To pewne!
Wrr! "Krisus" był w stanie ścierpieć, ale "Krisusku"?! I co może jeszcze? Krysienko?!
Zacisnął dłonie w pięści na pościeli, zgrzytając zębami.

- Ładnie zdrobniłem. Ładnie. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko. Poczochrał włosy starszego chłopaka, który zmrużył niebezpiecznie oczy, ale delikatnie się uśmiechnął. Zitao zamarł zaskoczony reakcją Krisa. Spodziewał się kolejnego ciosu, krzyku, ale.... nie tego! Zagryzł wargę, a po chwili niepewnie odwzajemnił uśmiech.

Chociaż nigdy nie przywiązywał się do umierających osób, żeby po prostu później nie tęsknić, czy też nie mieć wyrzutów sumienia, to tym razem postąpił całkiem inaczej. Nawet zaczął kombinować, co mógłby zrobić, aby poprawić stan płuc blondyna i nie musieć go odsyłać na tamten świat. Niby taka była jego praca - tymczasowa, trzeba podkreślić - ale ten pierwszy raz nagiął zasady. Bał się, że jeśli nie wykona tego zlecenia (ostatniego, jak się dowiedział), to nici z powrotu na Ziemię - po półtorej roku nieobecności - już jako człowiek.

No i właśnie takie sprawy był załatwiać, czyli -  starał się zrobić wszystko, aby uratować Fan'a.  Dzisiaj zaczął pierwszą część tych planów i miał nadzieje, że mu się powiedzie, zwłaszcza, że róże - które były pewnym wyznacznikiem - dawały zadowalające znaki. Każda oznaczała co innego. Każda dawała mu pewną nadzieję. Każda kolejna to był krok na przód. Każda kolejna zwiędnięta była najszczęśliwszą wiadomością.

Musiało się w takim razie udać! Wszystko! Jeszcze pięć i Kris poczuje dokładnie to samo, co w tej chwili Tao...

- Huh? - mruknął zaskoczony, gdy dłoń chorego chłopaka przeleciała mu przed oczami, wyrywając przy tym z zamyśleń.

- Widzę, że nie tylko ja zaliczam dzisiaj zgony. - Zaśmiał się blondyn i wygramolił się spod kołdry. Po niedługiej chwili dotknął stopami posadzki. Brunet spojrzał zdziwiony na chłopaka, który cały czas się uśmiechał. - Jednak mnie nie słuchałeś. Idziemy się przejść. Co ty na to? Już późny wieczór, idealna pora! Sam nie wiem, jak się dostałeś, skoro dzisiaj oddział był zamknięty dla odwiedzających, ale jeśli się nadal tu utrzymałeś, to musisz być mistrzem unikania pielęgniarek. Przydatna umiejętność, zwłaszcza teraz, gdy chciałbym się przejść poza szpitalem. To spacer. - Wypowiedział wszystko tak bardzo szybko, że Zitao ledwie go zrozumiał. Nie zauważył, jak został wyciągnięty na korytarz.  

- "Spacer i to tak późno? I do tego chce go poza szpitalem? Powariował!" - Pomyślał, zagryzając wargę. Wziął głębszy wdech i zaczął ich prowadzić. Cóż, będąc duchem, wyczuwał obecność ludzi na bardzo dalekie odległości, dlatego też wiedział, kiedy trzeba schować się, czy skręcić w inny korytarz. Mógłby też zrobić się przenikalny i niewidzialny, ale nie mógł się zdradzić przed Krisem. Na razie. Chociaż sądził, że chłopak podejrzewa, że nie jest "normalny", i że coś ukrywa. Przynajmniej teraz mógł trzymać blondyna za rękę, nie tłumacząc się mu, czemu to robi. Oj, a jednak da się spełniać niektóre marzenia nawet w zaświatach (w których już za długo nie pobędzie)!




*Belzebub - semickie imię demona, wodza demonów. Uważany jest w okultyzmie oraz w demonologii chrześcijańskiej za strażnika bram piekielnych. Utożsamiany również z Szatanem – pierwszym upadłym aniołem. Według rang piekielnych ma być "przybocznym generałem piekła. (źródło: wikipedia)

piątek, 15 marca 2013

Part 1 "Live or Die?"

 A/n: Zawaliłam, wiem, wiem. Długo mnie nie było i jeszcze wracam z takim krótkim badziewiem. Wybaczcie, ale chyba już nie potrafię pisać x.x

***

Poranek był taki sam jak zawsze. Przychodziła OGROMNYCH rozmiarów kobieta, która była pielęgniarką i podawała te same leki oraz przynosiła jedzenie, nie zamykając choćby na chwilę ust, skąd wydobywał się potok słów. Czasem się zastanawiał, jak mąż wytrzymuje z nią, bo – jak słyszał z jej opowiadań – byli już niemal piętnaście lat małżeństwem i ponoć mieli dwójkę dzieci. Albo facet miał niezłe zatyczki do uszów, albo ogłuchł już dobre kilkanaście lat temu.
Westchnął cicho na wspomnienie wesołego trajkotania kobiety, które doprowadzało do migreny. Poprawił poduszkę i oparł o nią plecy, podnosząc się do siadu.
- Doprawdy, idzie zdechnąć z nudów w szpitalu. Powinien chodzić tu jakiś klaun i dostarczać mi rozrywki. – Zaśmiał się do swoich myśli, otwierając książkę na stronie, której skończył czytać. Przynajmniej przyjaciele o nim pamiętali i przynieśli mu kilka książek, i laptopa. W nudne wieczory będzie grał w pasjansa, wypluwając swoje płuca podczas silnych kaszlów, które nachodziły go coraz częściej mimo leków. To było naprawdę upierdliwe, że musiał przechodzić przez to ponownie.
***
- Bardzo mi przykro, ale chyba ostatnie badania były zrobione niedokładnie. Pańska wątroba jest oczywiście wyleczona, ale są przerzuty…
Zdębiał, zaciskając dłonie w pięści. Znów to nieprzyjemne uczucie przeszyło jego ciało, a gula w gardle niemal go dławiła.
- Jak to „przerzuty”?! Przecież ostatnie wyniki mówiły coś innego!
-Musiała zajść jakaś pomyłka. Nie wiem, jakim cudem zostało to przeoczone, ale postaramy się to jak najszybciej wyjaśnić. Oczywiście, żeby zwiększyć szanse na wyleczenie, musimy zacząć w najbliższych trzech tygodniach.
- A ile obecnie wynosi ta „szansa”?
- Jakieś trzydzieści procent, nie więcej.

***

- Cudownie - westchnął, gdy telefon zawibrował i całkiem się wyłączył. Lubił słuchać muzyki, gdy czytał książki; bardziej się wtedy wczuwał. Spojrzał z utęsknieniem na kontakt 4 metry dalej. Gdyby tylko ręce miał tak długie... Bądź nie był podłączony do tego całego sprzętu, to bez problemu podłączyłby ładowarkę do gniazdka. Pieprzony rak. Pieprzone życie. Pieprzony telefon. Pieprzony Tao.

- Nie jestem pieprzony! - Usłyszał głos pełen wyrzutów, a sylwetka chłopaka mignęła mu przed oczami. Jęknął, łapiąc się za serce ze strachu. Czyżby wypowiadał te słowa na głos i nawet o tym nie wiedział? 

- Nie strasz ludzi! 

- Sugerujesz, że jestem brzydki? - zrobił usta w dzióbek, a po chwili uformował je w podkówkę, wpatrując się swoim intensywnym wzrokiem w Krisa. Chory chłopak przełknął głośniej ślinę, wbijając się mocniej w materac łóżka. W spojrzeniu Zitao był coś, co przerażało, a jednocześnie pociągało... BOŻE, CO?! POCIĄGAŁO?! IDĘ SIĘ LECZYĆ!
Tao uśmiechnął się pod nosem, odczytując myśli Fan'a.

- Coś ty, ale masz tak bladą skórę, że wyglądasz jak trup - wydusił w końcu z siebie. Uniósł brew w geście zaciekawienia, gdy gość zaczął układać siedem białych róż znajdujących się w wazonie, a po chwili związał je razem czerwoną wstążką, którą wyciągnął z kieszeni spodni. - Co ty odpierdzielasz?

- Układam kwiaty.

- Ślepy nie jestem, ale po co?!

- Bo ładnie tak wygląda.

Żyłka na czole Krisa zaczęła mocniej pulsować ze zwiększonego ciśnienia. "Wdech i wydech, wdech i wydech i łapy przy sobie, a chłopak przeżyje." - Pomyślał, zaciskając palce na prześcieradle.

- Twój spokojny ton mnie irytuje.

- Twoja złość karmi moją duszę. - Uśmiechnął się pod nosem, zwracając swój wzrok ku choremu, który zrobił markotną minę i po mamrotał coś pod nosem.

- Dziwnie odpowiadasz. Ty na pewno jesteś normalny? No wiesz... Psychik i te rzeczy? - Palcem wskazującym zrobił kilka kółeczek przy skroni, przez co Tao roześmiał się.

- Jak najbardziej normalny. No chyba, że geje są nienormalni bądź psychiczni.

Niezręczna cisza zapadła pomiędzy nimi. Kris miał wrażenie, że jego oczy zaraz wypadną z oczodołów przez taki wytrzeszcz. Jakby odruchowo wcisnął się bardziej w łóżko, chcąc odsunąć się jeszcze trochę od chłopaka. No bo jak...

- Nie chciałem tego wiedzieć, serio - odezwał się w końcu, nieco przyciszonym, płochliwym tonem, który zdecydowanie nie przypominał wcześniejszego. Zupełnie, jakby się czegoś przestraszył.

- Boisz się inności? - Brew Tao powędrowała ku górze, a dłonie splótł na piersi, oczekując odpowiedzi. Spojrzał kpiąco na bruneta, który szybko zaprzeczył, kręcąc głową.

- Nie, no co ty. W sumie, nieważne...

I ponownie cisza zapanowała w pomieszczeniu, które było oświetlone promieniami zachodzącego już słońca. Wpatrywali się sobie wzajemnie w oczy,  milcząc przez cały ten czas. Ostatecznie Kris odwrócił głowę, spoglądając w krajobraz za oknem. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się o czym mógłby porozmawiać z Zitao. Poczuł nagłą potrzebę otworzenia się przed kimś, ale nie wiedział, czy chłopak może być tą odpowiednią osobą. W końcu wziął głębszy wdech. Raz kozie śmierć.

- Tao... Czy ja jestem dziwny?

- Hę? - Tym razem to on zaskoczył młodszego chłopaka, który spoglądał zdziwiony na Fan'a

- No bo... Czasem mam wrażenie, że cały świat toczy się obok mnie, a ja stoję z boku, sceptycznie przyglądając się wszystkiemu.

- Tak zwana niewidzialność, o to ci chodzi? I dlatego miałbyś być dziwny? Nie rozumiem...

- Może. Czas jakby się dla mnie zatrzymał. Tak jakbym stał w miejscu i obserwował, jak ludzie na ulicy mijają mnie, pędzą dokądś, a mi pozostaje obserwowanie ich. Może ja naprawdę nie istnieję?

- Jakbyś nie istniał, to by mnie tu nie było - mruknął cicho pod nosem Tao.

- Hm?

- Po prostu mam zadanie. Nie zrozumiesz tego, bo jesteś tylko człowiekiem.

- A ty to co? Nie człowiek? - Kris prychnął na tę uwagę, przeczesując dłonią swoje czarne kłaki.

- Miałeś je kiedyś blond, nie? - Chłopak zmienił temat, wpatrując się we włosy bruneta, który delikatnie przytaknął na jego słowa.

- Miałem. Później wypadły mi przez chemioterapię i znów mam naturalny kolor włosów. Jak wyzdrowieję znów zafarbuję. - Zitao tylko skinął głową, wysłuchując Fan'a. Pstryknął palcami z zadowoleniem widząc, że włosy Krisa zmieniają kolor na blond. Był ciekaw, kiedy chłopak dowie się o tym. Zapewne jak pielęgniarka przyjdzie na kolejny obchód.
Wyszedł z sali chorego, zabierając ze sobą jedną zwiędłą różę.
Zostało sześć.

niedziela, 3 marca 2013

Kolejna informacja

Chyba wypadałoby coś napisać po dłuższej nieobecności.
Sprawy mają się tak:
- Mam połowę 1 części TaoRis;
- Nie mam weny, żeby to dokończyć;
- Pomysły z głowy mi wyleciały;
- Mnóstwo nauki i stresu w ostatnich dniach/tygodniach (i nie zapowiada się, żeby to się na razie zmieniło);
- Związku z powyższym nie mam za wiele czasu, ale jak już mam, to nie ma tej cholernej weny ;/
- I nawet nie mam czasu zaglądać na wasze blogi :c

No i w sumie zostało mi 1,5 miesiąca do egzaminów, a ja leżę i kwiczę... Dodatkowo chcę wyciągnąć jak najwyższą średnią, żeby dostać się tam, gdzie chcę. (coś sądzę, że mi się nie uda i właśnie w tym też mam spory stres).

Ogólnie: KATASTROFA.
Naprawdę, staram się jak mogę, żeby coś napisać... ale mi nie wychodzi. Myślałam, że dodam coś w ten weekend, ale jednak nic z tego nie wyjdzie.

Może po prostu potrzebny jest mi odpoczynek... Nie wiem, psychicznie też za bardzo nie jest ze mną dobrze i to też może być przyczyną tej nagłej "zawiechy" w pisaniu. Zobaczymy...

Blog jest i na razie będzie zawieszony. I chyba tak zostawię do kwietnia (co nie znaczy, że nic się nie będzie pojawiać. Postaram się ogarnąć TaoRis'a).

I to tyle... Buziaczki, trzymajcie się!


poniedziałek, 4 lutego 2013

TaoRis, Prolog "Live or Die?"


Oznaczenie na całe opowiadanie!:

Tytuł: Live or Die?
Paring: TaoRis
Gatunek: supernatural, AU, angst, fluff, smut(?)
Ostrzeżenia: To co zawsze, czyli wulgaryzmy, a reszta to "patrz na gatunek".
A/N: Okej, miałam takie schizy, że musiałam to napisać. <3 Wystarczyły dwa słowa piosenki i już mam fabułę ^^". Nie wiem, ile będzie części, ale może wyjść około dziesięć. Może mniej, może więcej...JESTEM MISTRZEM TYTUŁÓW, WIEM :D No... i to jest tak jakby prolog, taki wstęp.~ Na początku Kris ma naturalne włosy z pewnych przyczyn.

Z dedykacją dla Unni - Krisus <3. Przepraszam za tamto TaoRis :c

***

Młody chłopak przechodził przez kolejne, puste, ciemne korytarze szpitala. W dłoniach trzymał grubą, otwartą książkę i co jakiś czas spoglądał na tekst, który delikatnie świecił się w ciemnościach.

Wu Yi Fan

Urodzony 6 listopada 1990r.

Rak płuc; aktualnie leczony.

Termin na 13 czerwca 2008r.

Tao westchnął cicho, zamykając księgę. Ostatnio miał tak mało roboty, że przybył aż miesiąc przed czasem. Irytowało go to, że większość zleceń przyjął Taemin, a on sam musiał się nudzić na tym dziwnym świecie.

Przystanął przed drzwiami z numerem 176 i sięgnął do klamki. Zamarł, gdy ta poruszyła się, a drzwi zostały otwarte. Z pomieszczenia wyszła przy kości kobieta, ubrana w tradycyjny strój pielęgniarki. Tao zacisnął oczy i znów poczuł to nieprzyjemne uczucie, kiedy kobieta przeniknęła przez niego. Pomachał dłonią przed twarzą i odetchnął, patrząc jak odchodzi. Tego najbardziej nienawidził – jak ludzie przechodzili przez jego ciało, a on miał wrażenie, że jego wnętrzności (których z resztą nie miał) wykręcały się w każdą stronę.

Ostrożnie zamknął za sobą drzwi, uważając, żeby nie przytrzasnąć nimi długiej, czarnej koszuli, lekko już zniszczonej przez czas. Do ciemnych, krótkich spodenek miał przyczepiony łańcuszek z przywieszkami w kształcie kościotrupów, czaszek i serc „przerwanych” na pół. Blada skóra chłopaka idealnie kontrastowała się z ubiorem.

Przesunął palcami po tytule książki, która w jednej chwili rozpłynęła się w powietrzu. Uśmiechnął się na widok Yifan’a leżącego w łóżku – i jak mu się zdawało – smacznie śpiącego. Podszedł do łóżka, przyglądając się aparaturze stojącej przy nim. Jedna z nich wydawała takie upierdliwe tykanie, że powoli rozsadzało mu głowę. Ponownie zwrócił swój wzrok na chłopaka i dotknął zimną ręką jego gorącego czoła.

- Mhm? – Brunet poruszył się niespokojnie, a jego powieki delikatnie drgnęły, aby zaraz całkiem się uchylić. – C-co ty… - wymamrotał, mrugając oczami, które po chwili przetarł dłońmi, jakby dla upewnienia. Tao jedynie roześmiał się głośno, ale śmiech nie obił się o ściany, a jedynie rozbrzmiał w głowie Fan’a, zupełnie, jakby był wytworem jego wyobraźni.

- Fajnie wyglądasz jak śpisz. Jestem Zitao, ale wolę, jak mówią do mnie Tao. – Usiadł na łóżku chłopaka, do którego wyciągnął rękę. Brunet zignorował ten gest.

- Kris, ale nie wiem, co tu robisz, o… - Rzucił jeszcze raz okiem na zegarek wiszący naprzeciw łóżka, nad drzwiami. - …tej godzinie. Jest po północy. Kto cię w ogóle wpuścił do szpitala?

- Moja słodka tajemnica. – Splótł razem palce, obserwując, jak Kris podnosi się do siadu z delikatnym grymasem bólu i włącza malutką lampkę, która stała na szafce. – Jesteś strasznie ciekawski.

- A ty irytujący. Ciekawy kontrast – prychnął, przyglądając się bardziej Zitao, którego oczy były lekko podkreślone kredką. – Ciotą jesteś? Malujesz się…

- Tak mam. – Wzruszył ramionami nie urażony jego słowami. – Zostało mi to po „wypadku”.

- Jaki wypadek sprawia, że oczy ma się pomalowane czarną kredką? – Rzucił ze sarkazmem w głosie, przeczesując dłonią zmierzwione kosmyki swoich włosów.

- Nie wypadek. Byłem pomalowany przed tym zdarzeniem.

- To czemu tego nie zmyjesz?

- Chciałbym. – Uśmiechnął się gorzko, przeszywając swoim spojrzeniem niemal na wylot Krisa, którego przebiegł dziwny dreszcz po plecach.

- To znaczy…?

- Nie musisz tego wiedzieć. Powiem ci za miesiąc.

- Czemu za miesiąc? – Uniósł pytająco brew zainteresowany słowami Zitao.

- Bo mam zamiar tyle z tobą zostać czy tego chcesz, czy nie.

- Cudownie, miesiąc z irytującym chłopakiem, który ma pomalowane oczy i jeszcze nie powie czemu, i wymyśla dziwne rzeczy. – Teatralnie wywrócił oczami. – Dobrze, wytrzymam z tobą ten miesiąc, a będzie nagroda za ten zmarnowany czas?

- Nawet nie wyobrażasz sobie jaka. – Szept Tao rozbrzmiał w jego głowie, przez co na chwilę zamknął oczy, a gdy je otworzył ciemnowłosego już nie było. Rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu, ale nie odnalazł go. Westchnął cicho i wrócił do spania, mając nadzieje, że jedynie wyobraźnia zaczęła mu szwankować przez chemioterapię.

piątek, 1 lutego 2013

TaoRis "Czterdzieści osiem godzin"

Paring: TaoRis (w tle HunHan)
Gatunek: AU, angst (?)
Ostrzeżenia: Gdzieś tam jest jakieś wspomnienie seksu, ale naprawdę to jest niewiele. Wulgaryzmy.
A/N: Nie wiem, co mnie wzięło na coś tak chorego. To jest dziwne... i nie wyszło tak, jak chciałam. Na początku miała to być miniaturka, ale rozpisałam się za bardzo. Wiek jest oczywiście zmieniony. Hm, no i wszystkie powtórzenia są celowe. 

***
- Nazwisko i imię.

- Wu YiFan.

- A teraz powiedz: od czego się zaczęło?

*** 

Czterdzieści osiem godzin

Poznaliśmy się w liceum, był o dwie klasy niżej ode mnie. To był jego pierwszy dzień w tej szkole. Od razu wpadł mi w oko. Ciemne, brązowe włosy ułożone w artystycznym nieładzie, uśmiech, który powalił mnie na kolana i spojrzenie godne najsłodszej pandy w Chinach. Wyglądał na przestraszonego, cały czas nerwowo poprawiał mundurek i szybko przemierzał korytarze podczas przerw. Złapałem go właśnie na jednej z nich. Niemal wstrzymał oddech, a jego policzki pokryły się lekkim rumieńcem. Ciekawe, czy wiedział o tym?

- Jestem Kris. – Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, a on niepewnie zacisnął na niej swoją.

- Mów mi Tao – szepnął, a jego oczy zabłysły radosnym blaskiem. Miałem już co do niego plany i wiedziałem, że łatwo je zrealizuję. Pociągnąłem go na siebie i objąłem przyjacielsko ramieniem, kierując się na ławkę. Był zdezorientowany.

- Dzisiaj jest u mnie impreza, mam nadzieję, że się zjawisz. – Wyszczerzyłem się w typowym dla siebie uśmiechu, dzięki któremu nikt mi nie odmawiał. Zamrugał zaskoczony oczami, siadając niepewnie na ławce.

- A-Ale… Ja? Przecież się nawet nie znamy…

- Jak nie? Wiem, że jesteś Tao, masz najsłodszy uśmiech na świecie i jesteś młodszy, co wiem od kumpla. Tyle mi starczy.

Zamarł z lekko rozchylonymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć.

- To jak? – Wwiercałem się w niego intensywnym spojrzeniem, które niektórzy uważali za hipnotyzujące. Ulegnij.

- Będę. O której?

- O szóstej. Z tego co słyszałem, znasz Xiumina. On ci poda, gdzie.

I odszedłem, zostawiając go samego na ławce. Wsadziłem dłonie w kieszenie spodni, obmyślając, jak to wszystko rozegrać.

*** 

- Impreza? Żaden ze świadków o tym nie wspominał.

- Nie sądzę, żeby było po co. Wtedy zaczął się cały mój plan.

- Na tej imprezie?

- Tak.

*** 

Trzydzieści dziewięć godzin

Przeszedłem przez niewielki tłumek osób, które tańczyły na środku salonu. Zaciągnąłem się ostatni raz, gasząc papierosa w najbliższej doniczce. Otworzyłem drzwi, dmuchając mu dymem prosto w twarz. Zakrztusił się, machając dłonią przed nosem; łzy pojawiły się w jego oczach. Parsknąłem cichym śmiechem.

- Myślałem, że nie przyjdziesz. Gratulacje, pando. – Poklepałem go po ramieniu, wciągając po chwili do mieszkania, gdy ten opierał się wejść. Już sama klatka schodowa nie wyglądała zachęcająco, obskurna, gdzie często można było spotkać prostytutki czekające na swoich klientów. Aż dziw, że chłopak odważył się tu przyjść.

- Miałem trochę problemów w domu, ale wymsknąłem się po cichu. – Niezbyt chętnie wziął ode mnie puszkę piwa. Uniosłem brew w geście zaskoczenia.

- Uciekłeś? No proszę, nie podejrzewałbym cię o to. – Popatrzyłem na niego wyczekująco, a on pod wpływem mojego spojrzenia wziął kilka łyków, krzywiąc się. Powstrzymałem parsknięcie śmiechu, dając mu jakiś soczek do popicia. Niby po co do piwa, no ale jak młodemu będzie się lepiej piło, to tym korzystniej dla mnie. Nie muszę przynajmniej siłą tego w niego wlewać. Jak na razie.

W zasadzie, nie wyglądał na takiego, co by już pił, więc za wiele mu nie będzie potrzebne.

Mrugnąłem niezauważalnie do Chena, gdy po dwóch piwach Tao prawie że sam się do mnie kleił. Złapałem go w pasie, łapiąc w dłoń jego podbródek. Oczy młodszego błyszczały jakby z podniecenia. Chwile później to on wpił się w moje wargi, zaciskając dłonie na moich włosach, lekko je ciągnąc. Syknąłem w usta Tao, gryząc je delikatnie, zlizując strużki krwi spływające po jego podbródku. Chłopak pewnie nawet nie zorientował się, kiedy wylądowaliśmy w mojej sypialni. Pospiesznie rozbierałem go, badając każdy zakamarek nowo odkrytej skóry. Wsłuchiwałem się w jego ciche posapywanie i pojękiwanie, które tłumiłem pocałunkami. Szeptałem mu fałszywe wyznania miłości, gdy boleśnie poruszałem się w jego wnętrzu. 
Robiłem wszystko, by nim zawładnąć i żeby po tym wszystkim był na każde moje polecenie. Ktoś musiał wykonać moją brudną robotę i znalazłem idealną osobę do tego. Już robił niemal wszystko co chciałem. Stał się moją zabawką. Wieczna zabawką Krisa.

***

- Podałeś mu narkotyk?

- Przecież nie miałem pewności, że prześpi się ze mną po dwóch piwach. Dostał narkotyk wraz z napojem.

- Skąd je miałeś?

- Byłem jednym z głównych dilerów w tej dzielnicy. Śmieszne, że nie wiecie.

***
Dwadzieścia sześć godzin
 
- Ja naprawdę cię kocham!

- To zrób to, do cholery jasnej! Jeśli mnie kochasz, zrobiłbyś to, bez żadnego zastanowienia! – Mój krzyk był pewnie słyszalny w całym mieszkaniu. Wstałem gwałtownie z łóżka, zakładając na siebie dolną część ubrania. Zapiąłem pasek od spodni, a przeszywające spojrzenie wbiłem w przestraszone ślepia Tao. Chłopak lekko trząsł się, tak jakby miał się zaraz rozpłakać. Dobrze wiedziałem, że bił się sam ze sobą w myślach. I też wiedziałem, co wybierze. Wygrałem. Uległ mi.

- J-Jaa… D-Dobrze… - wydukał z niepewnością w głosie, spuszczając wzrok. Parsknąłem, łapiąc dłonią jego podbródek i unosząc.

- Nie słyszałem. Powtórz! – warknąłem, zaciskając dość boleśnie dłoń. Pisnął, ale nie zwolniłem uścisku, póki nie spojrzał w moje oczy. Jego źrenice rozszerzyły się lekko. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, gdy wypowiedział słowa, które pragnąłem usłyszeć.

- Zrobię to.

Zabrałem rękę, podając chłopakowi ciuchy, a po chwili kartkę papieru i długopis.

- Mam plan. Notuj. 

***

- Zgodził się bez żadnego zastraszania?

- Jak widać. To był… lekki szantaż. Nie moja sprawa, że się zadurzył we mnie.

- Manipulowałeś.

- Był jak marionetka. Chodził tak, jak chciałem. Robił to, co chciałem. Pociągałem za sznurki w tym marnym przedstawieniu.

***

Siedemnaście godzin

- Kurwa, Tao! Spieprzyłeś sprawę! Mówiłeś, że mnie kochasz. Że zrobisz dla mnie wszystko! I co?! – Odgłos uderzenia rozniósł się po mieszkaniu, tak samo jak cichy szloch z gardła Zitao.

- Prze-przepraszam… - załkał, próbując podnieść się z podłogi, ale ponownie go uderzyłem w przypływie ogromnej złości. Zacisnął zęby, a z wargi spłynęła stróżka krwi.

- Przepraszasz?! Wiesz, co mi teraz po twoim przepraszam?! Miałeś idealny cel! Wystarczyło strzelić i zabiłbyś tego cwela! – syknąłem, uderzając tym razem pięścią w ścianę, tuż za brunetem. Skulił się przestraszony, szlochając jeszcze głośniej. Złość dziwnym cudem znikała, gdy słyszałem łkanie młodszego. Tak jakby uspokajała mnie, moje serce i moją duszę. Wziąłem głębszy wdech i objąłem go.

– Zrobimy to jeszcze raz. Inaczej, dobrze?

Chłopak jedynie przytaknął, wtulając się we mnie, niczym mała panda. Przymknąłem oczy, opierając podbródek na jego głowie. W tej chwili chciałem zostać z nim tak na zawsze, przyćmił moją chęć zemsty, ale tylko na teraz.

***
- Czyli jednak mieliście nieudaną próbę.

- Tao schrzanił wszystko. Luhan szedł powoli, nie spiesząc się nigdzie, banalnie było trafić, ale Tao zwlekał. Kiedy Luhan był już mniej-więcej na zakręcie, kazałem mu strzelić. Strzelił, ale za późno. Blondyn skręcił w następną uliczkę.

- Dlaczego to nie ty strzelałeś? Stchórzyłeś? I dlaczego chciałeś go zabić?

- Nie stchórzyłem. Po prostu lubię, jak ktoś wykonuje za mnie brudną robotę. Poza tym, kto podejrzewałby Zitao o zabójstwo? Chyba ktoś pieprznięty. Przecież to taki grzeczniutki chłopak…

***

Sześć godzin

Noc minęła nam bezsennie. Zaplanowaliśmy zabójstwo znacznie inaczej. Czemu by nie zaciągnąć ofiary do jaskini lwa? Będzie znacznie prościej.

- Tao, daj mi jakąś kartkę. – Stukałem długopisem o blat biurka w wyczekiwaniu na papier, który już po chwili miałem przed sobą. Naskrobałem kilka słów, starając się naśladować pismo Sehuna. Miałem jego zeszyt, więc dokładnie mogłem się przyjrzeć, jak pisze każdą literę, każde słowo… Nic trudnego.

Podałem zapisaną kartkę brunetowi.

- Teraz pójdziesz i wsadzisz ją do skrzynki na listy Luhana, ale tak, żeby nikt cię nie widział, zrozumiałeś?

Chłopak przytaknął lekko, mamrocząc pod nosem krótkie: „Zrozumiałem, Kris”. Uśmiechnąłem się, łapiąc go za podbródek i przyciągając do gwałtownego pocałunku.

- A teraz idź. Spotkamy się w pobliskim barze.

***

- Ponawiam pytanie, dlaczego chciałeś zabić Luhana?

- Z zemsty. Sehun nie dał mi kasy za ostatnią działkę, co wziął. Dostało mi się od szefa.

- Ale dlaczego nie chciałeś pieniędzy?

- Tss… Co mi po pieniądzach, gdy mój cały honor uleciał w tamtym momencie? Straciłem wiele w oczach szefa, więc postanowiłem się odwdzięczyć. Nic tak nie boli, jak utrata ukochanej osoby, nie sądzi pan? Luhan miał po prostu pecha, że się związał z nim.

- Pecha… A co było w liście?

- Przecież ponoć go znaleźliście. „Zaproszenie” na spotkanie w pobliżu lasu, niby od Sehuna. Wszystko poszło niemal zgodnie z planem. Luhan przybył w podskokach, a dalszą część już wiecie… Jedynie nie spodziewałem się, że Sehun przyjdzie do Luhana i przeczyta ten list. Zadzwonił po policję, czyli was. Plan idealny w tym momencie przestał być idealnym. 


***

Godzina zero

- P-Proszę! Nie róbcie tego! – ciche łkanie wydobywało się z ust Luhana, który siedział na trawie, cofając się, aż natrafił na drzewo. Z rany w jego nodze wypływała zastraszająca ilość krwi. Jego przerażone spojrzenie podło najpierw na mnie, a później na Tao, który celował w niego.

- Tao. – ponagliłem chłopaka, zaciskając dłoń na jego przedramieniu. Drgnął, dotykając palcem spustu.

- T-Taoo, n-nie… Proszę. – Głos Luhana był mocno zachrypnięty od szlochu, wziął kilka głębszych oddechów. Ręka bruneta zadrżała.

- Tao!

- Z-Zitao…

- Kocham cię. – szepnąłem do jego ucha, lekko się nachylając. I to przeciążyło sprawę. Huk rozniósł się po lesie, odstraszając pobliskie ptaki, które odleciały. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu, gdy wpatrywałem się w martwe oczy Luhana. Trafił prosto w serce.

- Dziękuję. – Pierwszy raz wypowiedziałem te słowa. Tao drżąc wypuścił pistolet z dłoni, a następnie rozpłakał się, wczepiając we mnie. Słaby jak zawsze.

- J-Jaa… Kris… C-Co… J-ja…

Drgnąłem, słysząc w oddali wycie radiowozowej syreny. Brunet skierował na mnie przerażone spojrzenie. Wyrwał się z moich objęć i nawoływał mnie do ucieczki. Miałem uciekać? Uśmiechnąłem się ironicznie, podnosząc pistolet z ziemi. Tao był już w znacznej odległości ode mnie.

- Nie zamierzam uciekać. Niech mnie złapią, nie jestem tchórzem, ale ty… Pando, nie poradziłbyś sobie w więzieniu, zniszczyliby cię tam. – Ze spokojem wycelowałem w chłopaka, przymykając oczy. – Naprawdę, nie chcę tego robić. Ale również nie chcę, żebyś tam wylądował. Wybieram mniejsze zło.

Nie zarejestrowałem faktu, kiedy strzeliłem w zapłakanego Tao, który krzyczał, że mnie kocha. Nie zorientowałem się, gdy zostałem złapany przez policję. Nie pamiętam, jak trafiłem do aresztu.

Jedyne, co wiedziałem i wiem, że kocham ZiTao. Dla jego własnego dobra posłałem go tam, gdzie będzie miał lepiej i nie będzie musiał się już o nic martwić.

Widzisz, jak to dobrze załatwiłem, Pando?

***

Ciszę przerywało jedynie stukanie długopisu w notes i ciężkie oddechy. Policjant lekko drżącymi dłońmi wyłączył dyktafon i spojrzał na mnie. Może nie było tego widać, ale dziwny ból przeszywał moje serce na nowo z każdym wypowiedzianym wcześniejszym słowem. Absurdalne i niemal nierealne było to, żeby się zakochać. A jednak Panda potrafiła roztopić serce Smoka w ciągu czterdziestu ośmiu godzin.

- Zabierzcie go.

Bo przecież nie ma szczęśliwych zakończeń, a zwłaszcza dla takich jak my, Zitao.

niedziela, 27 stycznia 2013

HunHan "Pamiętnik"

Tak na początek. Opowiadanie z JRen na razie zawieszam i tak myślę, czy ogólnie bloga nie zawiesić. Może byłoby lepiej. Wygrało HunHan i proszę bardzo. Wyszło dziwnie, naprawdę. A, i nie umiem pisać angstów.
Tytuł: Pamiętnik
Paring: HunHan
Gatunek: Nieudany angst
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy, samo to, że angst. 
A/N: Pisane w formie pamiętnika. Prawie wszystko, co jest napisane kursywą, to jakby opis tego, co robi Sehun. Hm, w sumie to jest mój pierwszy angst, widać, że się do tego nie nadaję, nie? Dziękuję MEMORY, która ogarnęła ze mną przecinki i powinno być "znośnie". Wszystkie powtórzenia są celowe!
~~~

Bierzesz w dłonie dość cienki zeszyt z narysowanym szarym kotem na okładce. Zeszyt nie wygląda za dobrze, zapewne właściciel wylał kiedyś na niego jakąś zupę. Zdajesz sobie sprawę, że Luhan zawsze był tak nierozgarnięty, a gdy dodatkowo był czymś podniecony i chciał coś opisać, to nic go nie powstrzymywało. Nawet gorąca zupa przygotowana przez Tao, którą musiał zjeść jak najszybciej, by nie przynieść mu przykrości. Zapewne Tao się wściekł za którymś razem i o to efekt tego. 

Ostrożnie go otwierasz, po prawie roku po tym wydarzeniu. Na samym środku pierwszej strony widnieje napis: „I’m so sorry, but I love you da geojitmal”* 

Pierwszy raz się odważyłeś na to. Wielka gula w gardle niemal cię dławi, a łzy stają w oczach na same wspomnienie Luhana, ale dzielnie postanawiasz przeczytać chociaż kilka kartek. 

6 czerwca 

Nie wiem, co mnie wzięło na pisanie pamiętnika. Zapewne to, że chciałbym się komuś zwierzyć, ale to jest tak krępujące i dziwne, iż nie potrafiłbym wygadać się Tao. Nie będę go zapisywał codziennie, ale mam nadzieję, że napiszę chociaż raz na miesiąc. Dzisiejsza próba minęła tak dobrze. Znów jesteśmy w Korei i znów mogę przychodzić nocą do twojego pokoju, tłumacząc się, że miałem koszmar lub że Kris mnie straszy. Zawsze przyjmujesz mnie z otwartymi ramionami. 

Twoje łóżko jest niezwykle wygodne, Sehun. 

A najlepsze jest to, że mogę się wtulać w ciebie i udawać, że śpię, i że to nie jest świadomy wykonany przeze mnie ruch. 

Nie wiem, kiedy to zaczęło się, ale jestem zakochany w tobie po uszy. I to jest dziwne. No, bo jak mężczyzna może kochać mężczyznę? Widać da się. I właśnie ubolewam, że nie jestem dziewczyną, bo może właśnie wtedy spojrzałbyś na mnie znacznie inaczej, tak wiesz… 

Rozpadało się. Nici z naszego wypadu na miasto… 

No, ale pewnie spędzimy po południe razem w domu!^^ Oglądając te kretyńskie filmy D.O, jednak nic na to nie poradzimy, że ma dziwny gust… Zawsze można go naprostować, ale na pewno nie pornolami Kaia! 

Mam nadzieję, że nie gniewasz się za pożyczenie twojego ulubionego długopisu z różowym wkładem… Ale tak bardzo dobrze pisze się nim, że nie mogłem oprzeć się pokusie. 

Oho, lider woła… 

Trzeba przyszykować się na śmierć. Chyba zorientował się, że to ja zjadłem ostatnią mandarynkę… Ratuuj! 

~Lulu~ 

Różowy atrament idealnie komponuje się z bielą stron. Wcale nie jesteś zły o ten długopis, ale pamiętasz, jak długo go później szukałeś i znalazłeś dopiero w szafce ze sztućcami. 

Mimowolnie śmiejesz się, przypominając sobie, jak przybiegł do ciebie, błagając o ratunek. Nie spodziewałeś się, że opisze to. Przewracasz kolejną kartkę. Została zapisana cztery dni później. Zastanawiasz się, czemu Luhan zwlekał z tym, ale wiesz, że on zawsze był zapominalski. Pewnie nawet zapomniał, że prowadził pamiętnik. 


10 czerwca 

Jednak żyję! Vivat! I to w dodatku ty mnie obroniłeś przed wściekłym liderem EXO-M. Przybyłeś jak rycerz w zbroi na białym koniu, który chce obronić księżniczkę przed wszelkim złem, a następnie pyta o jej rękę i nie chodzi tu o ucięcie dłoni, ale o oświadczyny! Jeej… 

Boże, co ja ćpałem… 

Nigdy więcej żelków od Tao. 

To na mnie źle działa. Zdecydowanie.

~Lulu~

Kilka krótkich zdań, które również rozbawiając cię do łez. Luhan nigdy nie był dobry w porównaniach, no i proszę bardzo! Chociaż pierwszy raz tak bardzo mu wyszło. Omijasz kilka kartek, na których jest niemal bełkot, wspomnienia o tobie. A przecież nie byłeś wyjątkowy, ba, czujesz się największym potworem na świecie, po tym, co mu zrobiłeś rok temu i niestety nie potrafisz tego cofnąć. Ocierając samotną łzę, natrafiasz na bardziej odległą datę. 


27 czerwca 

OMG, O M G… PRZYTULIŁEŚ MNIE! Omg, omg, omg, omggg… Okej, ogar, no, ale…. PRZYTULIŁEŚ MNIE! Tak bez niczego! Robiłem właśnie kanapki w kuchni i nagle podszedłeś, i tuli tuliii… Aaaww… *serce* 

Dlaczego to zrobiłeś? 

Czyżbyś…? 

Chociaż wytłumaczyłeś się, że ci smutno i chcesz się przytulić, no ale… 

Czemu do mnie? Nigdy nie byliśmy, aż tak blisko siebie. 

Moje serce skacze, robi fikołki i chyba zaraz wszystko zdemoluje w klatce piersiowej, ale to nic! Jestem szczęśliwy i mogę umierać… Chociaż. Nie, nie chcę umierać, chcę zobaczyć, co będzie dalej! Czy może… 

Jeeny… Mam tyle podejrzeń, tyle pytań… 

A zero odpowiedzi. 

Chcę wiedzieć. Teraz. Już. 

Chyba nie usiedzę w kinie. 

Właśnie, kino… Już mam w głowie idealny, niemożliwy do zrealizowania scenariusz, jak to mogłoby się wszystko potoczyć. 

Ech, trzeba mniej filmów oglądać, bo już rzuca się mi na mózg. 

To wszystko przez D.O. 

Zdecydowanie. 

~Lulu~ 

Uśmiechasz się, a twoje serce zalewa fala ciepła. 

- Dokładnie pamiętam – szepczesz sam do siebie, niemal jak jakiś schizofrenik. – Stchórzyłem i wytłumaczyłem się w najgłupszy sposób, a już wtedy mogliśmy zacząć – kończysz swój wywód, ukradkiem spoglądając na zdjęcie Luhana, wiszące naprzeciwko łóżka. Kręcisz jedynie głową i przewracasz kilka następnych kartek, pełnych różnych rysunków. Dopiero teraz dowiadujesz się, jak ślicznie blondyn rysował. Zastanawiasz się, czemu nigdy ci nie powiedział. 


9 lipca 

Właśnie wróciłem ze spaceru, na którym byłem z TOBĄ! Sam mi to zaproponowałeś! Wprost nie mogę uwierzyć. Ja… Ty… I to na osobności, matkooo… Tuliliśmy się. W ogóle ostatnio się strasznie do siebie zbliżyliśmy! Przez co jestem mega szczęśliwy. Może jestem walnięty, ale już planuję naszą przyszłość: zaręczyny, wspólne mieszkanie, szalony ślub w Los Angeles, adoptowanie słodkiego pieska, heh… Wiem, że mi odbija. Przecież to tylko spacer… 

ALE TULILIŚMY SIĘ! I do tego całus w policzek. CAŁUS. No, okej… Nawet fanservice mamy odważniejszy od tego. Ale to jest nie do porównania! Nie robione dla publiczności, tylko tak o… Yhh… I co ja mam myśleć, Sehun? Mój łeb z blond czupryną powoli pęka przez te wszystkie możliwe przyczyny. Chyba powinienem mniej spiskować, nie? Ale cóż poradzić, taka moja natura. 

Sehun. 

A może ty mnie kochasz? 

~Lulu~ 

- Nawet nie wiesz, jak bardzo – westchnąłeś. Wspomnienie tamtego dnia uderza w twój umysł niemal, że ze zdwojoną siłą. Dokładnie pamiętasz dotyk, zapach i uczucie towarzyszące całej tej sytuacji. Ogarnia cię wielki żal, złość i zarazem smutek, wiedząc, że to już się nie powtórzy. 


19 lipca 

CUD. Tak mogę określić zabranie na czas pamiętnika z twoich łapsk. Przykro mi, Sehun, ale nie możesz wiedzieć, naprawdę. Mam nadzieje, że nie jesteś o to obrażony. Poza tym, ja twoich rzeczy nie tykam, o! 

Ostatnio próby są tak wykańczające. Nawet nie mam sił pisać tutaj. Jedynie przychodzę nocą do pokoju i jak najszybciej wędruję do łóżka. Trochę schudłem przez to, ale jest nawet okej. W sumie to przynajmniej się nie nudzę, bo mam na cały dzień zajęcie, ale serio mogli by trochę przystopować. CZY JA WYGLĄDAM NA ROBOTA?! No właśnie nie! Dlatego też nie potrafię być w ruchu 24/h, ale wytwórnia tego wymaga, ech… 

Czasem myślę, że doba powinna mieć 36 godzin, byłoby łatwiej nie, Sehun? Wtedy mógłbym częściej gdzieś z tobą wychodzić, a tak to dupa blada Kaia. 

Nie, naprawdę nie wiem, czy dupa Kaia jest blada. Tak jakoś się wpasowało. 

Ale D.O na pewno wie, może spytam? 

*złowieszczy śmiech* 

To już wiem, co jutro będę robić! 

~Lulu~ 

Ponownie rozweselasz się. Pomysły Luhana były jedyne w swoim rodzaju i od zawsze pomagałeś mu je realizować, a raczej starałeś się, bo prawie że zawsze dowiadywałeś się ostatni, a szkoda. 


20 lipca 

Hahahahaha! Spytałem się! Kekeke. Ale miał minę! Boże, czemu zdjęcia nie zrobiłem?! Wytapetowałbym całą ścianę w swoim pokoju tą fotką. I codziennie miałbym dobry humor. Smutno mi? Popatrzę się na ścianę i popłaczę się ze śmiechu. Genialna mina! 

Zostawmy może D.O w spokoju i przejdźmy do ważniejszych spraw, czyli SEHUN. Tak, ty, mój drogi. *serce* 

Lizak od ciebie bardzo mi smakował. To by było raczej dziwne, jeśli by nie smakował. W końcu był ANANASOWY. I od CIEBIE. 

Geez, powinienem przestać podkreślać ważność niektórych wyrazów drukowanymi literami. 

~Lulu~ 

Z uśmiechem prześledziłeś ten tekst i przewracasz na drugą stronę. Jesteś zdziwiony, że nic dalej nie ma. Przecież to niemożliwe! Musi coś jeszcze być! Przekartkowujesz cały pamiętnik. Gdy już myślisz, że rzeczywiście nic nie ma, natrafiasz na wpis. Bardziej odleglejszy. Tylko dlaczego nie został napisany od razu po wcześniejszym wpisie? 


18 września 

Dwa miesiące nie pisałem… 

To chyba przez to, że mam mega doła. Nic fajnego się nie dzieje, gdyż jestem w Chinach, a ty w Korei. To takie niesprawiedliwie, że jesteśmy w dwóch różnych podgrupach EXO. I kto teraz pośpiewa ze mną dołujące piosenki, przytuli mnie i powie, że wszystko będzie okej? Hej, Sehun, nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś potrzebny takiej niedorajdzie jak ja. Czasem wydaje się mi, że jesteśmy jak yin i yang. Jeśli nie ma któregoś, to zaburza całą równowagę. No i właśnie nie ma ciebie, a ja mam doła, czyli tak jakby zachwialiśmy naszą równowagę, nie? Mam nadzieję, że u ciebie dobrze. Niby dzwonimy do siebie, rozmawiamy przez „skajpaja”, ale to nie to samo. Poza tym potrafię grać. I o tym wiesz. I ja wiem, że ty też potrafisz grać. 

Oszukujemy siebie, że jest dobrze, czyż nie? 

Tak mi się zdaję. 

Twoje oczy zawsze dziwnie błyszczą, gdy kłamiesz. Zauważyłem to, a ty pewnie nawet o tym nie wiesz. 

Pewnie byłbyś nieźle zaskoczony, gdybym ci o tym powiedział, ale nie powiem! Zostawię to dla siebie i będę wykorzystywać. Tak, tak, jestem wredny. 

Hm, chyba mi trochę lepiej. 

~Lulu~ 

Szybko spoglądasz w swoje odbicie w ekranie telefonu, przyglądając się bardziej oczom. 

- Naprawdę błyszczą? – zastanawiasz się na głos, nie mogąc uwierzyć w tę informację. – Mój ty niedobry, słodki, yin… Nigdy nic nie powiedziałeś. Zawsze wszystko na twoją korzyść – wzdychasz, a na twoich ustach błąka się delikatny uśmiech. 

Czytasz kilka następnych stron, na których jest opisany powrót do Korei i wielka radość Luhana z tego powodu. Kręcisz jedynie niedowierzająco głową. 

- Że też tyle potrafiłeś zapisać o bzdetach – mruczysz pod nosem, szukając jakiegoś ciekawszego wpisu. Pomijasz kolejne z opisami spotkań, na których robiłeś coraz bardziej odważne kroki w stronę Lulu. Zastanawiasz się, czy chłopak opisał waszą w zasadzie pierwszą randkę i pocałunek. W końcu natrafiasz na to. 


29 października 

Jaa… Boże, nie wiem od czego zacząć. Chyba wystarczy zawałów, jak na październik, co Sehun? A ty serwujesz mi kolejne! Zaczęliśmy wszystko od tulenia, lekkich mizianek, zaproponowałeś mi „chodzenie” z tobą, a teraz randka?! W sumie powinno być na odwrót, ale jak zawsze zaczynasz od dupy strony. Dobrze, że nie dosłownie, kekeke! 

Nie obrażaj się ani nic! Ale zawsze wydawało mi się, że każdy związek zaczyna się dopiero po randce. Cóż, my jesteśmy inni i dobrze nam z tym, nie Sehun? 

Dzięki tobie nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem doła i dobrze! 

Eee… Dziwnie zacząłem. Wstęp mi chyba nie wyszedł, nie wiem, oceń sam. W zasadzie to już jesteśmy po randce! 

Dlatego tak lekko zajarałem się na początku i wyskoczyłem z czymś innym. Pewnie powiedziałeś pod nosem: „typowe dla ciebie”. Ej, nie śmiej się! 

I czemu piszę tak, jakbyś miał to przeczytać? A może… Może kiedyś dam ci go do przeczytania... Ale to kiedyś. 

PRZEJDŹMY DO RANDKI. 

Widziałeś, jaki ładny zawijaniec zrobiłem jako kropkę? Kekeke. Okej, już, już… 

Zaprosiłeś mnie do McDonald’a. Boże, jak na początku usłyszałem, gdzie mnie zabierasz, to pomyślałem, że gorzej być nie może. A jednak było najwspanialej! Do teraz płaczę ze śmiechu, przypominając sobie, jak wylałeś na siebie całą, lodowatą colę! Nie wiedziałem, że tak uroczo piszczysz, Sehun. I kto jest uke tym związku, hę? 

Tak, wiem, że ja… Ech. 

Pomogłem tobie się wytrzeć. Miałem wrażenie, że jara cię to, jak chusteczką krążyłem wokół twojego krocza. MATKO, O CZYM JA PISZĘ?! 

Po McDonaldzie był spacer. Dłuuugi spacer, bo się zgubiliśmy przez ciebie. Heloł, Sehun, tyle czasu w Seulu i się gubić? I nawet nie próbuj powiedzieć, że ja też nie powinienem. Gubię się czasem… No może prawie zawsze, ale przyznam się do tego. 

Dobra, już nic nie wtrącam. 

Spacer był cudowny. I tyle mogę napisać o tym. Przez całą drogę szliśmy za rękę, mając wszystkich – ładniej mówiąc – w czterech literach. Zaciągnąłeś mnie na jakąś ławkę, na której wygodnie usiedliśmy. Mocno wtuliłem się w ciebie, drżąc pod wpływem twojego dotyku. Pewnie fajnie było ci molestować moje plecy i uda, co, zboku? 

Śmiejesz się. Lulu uwielbiał mówić do ciebie „zboku” przy każdym najmniejszym dotyku. Zastanawiasz się, czy to czasem nie stało się twoją ksywką. I wcale nie uważasz, że uroczo piszczysz, bo w końcu nie jesteś panienką! 

I w końcu zrobiłeś to. Mówiłeś o czymś, po czym przerwałeś. Spojrzałeś na mnie, złapałeś mój podbródek. Pamiętam, że moje serce biło w szaleńczym tempie, jakbym przed chwilą uciekał przed stadem wściekłych owczarków niemieckich. Miałem wrażenie, że się stresuję, żołądek skręcał się w nieprzyjemnym uczuciu. Wszystko to minęło w momencie, gdy dotknąłeś swoimi niezwykle miękkimi wargami moje usta. Niekontrolowany jęk wyrwał się ze mnie, przez co zaśmiałeś się i na chwilę oderwałeś ode mnie, żeby ponownie wpić się w moje wargi. Nasze języki niezdarnie ocierały i stykały się o siebie, wywołując u nas westchnienia rozkoszy. Moje serce tylko cudem nie wyrwało się z klatki piersiowej i nie pobiegło do ciebie w podskokach. 

Sehun, to naprawdę było cudowne. 

I nie wiem, czemu mi nie wierzyłeś, jak tak powiedziałem! Pff! Uke zawsze się wierzy, nie wiesz? 

Pamiętasz, jak później wracaliśmy z tego parku? Wyglądaliśmy, jakbyśmy właśnie balowali z ruskimi, kosztując ich alkohol. A przecież jedynie się całowaliśmy, no i trochę dotykaliśmy, ale to nic takiego, keke! 

Tak strasznie cię kocham, Sehun. 

~Lulu~ 

Z cichym westchnięciem pokręciłeś głową. Luhan uroczo wszystko opisał, ale jak zawsze dorzucił swoje trzy grosze, ale taki już był i na szczęście nie dało się go zmienić. Następna karta była zapisana w późniejszym terminie. Po bokach pełno było obrazków związane ze ślubem. Parsknąłeś śmiechem, czytając powoli tekst. Lulu miał bardzo bujną wyobraźnie. On i biała suknia do ziemi, i welon? Niedorzeczne, jakby on w tym wyglądał? I właśnie wyczuwasz ochotę zobaczenia Luhana w takim stroju. Uczucie pustki ogarnia twoje serce, a żołądek skręca się w nieprzyjemnym uczuciu. 

Wiesz, że nie zobaczysz go w takim stroju. 

I żałujesz, cholernie żałujesz. 


17 listopada

Sehun, minęło tydzień, jak to zrobiliśmy… Wiesz? Już dużo razy mówiłem ci, że bardzo, bardzo, bardzo mi się podobało. Nawet nie potrafię znaleźć na to słów. Mam tak ubogi zakres słów, Sehun. 

Dotąd czuję twoje dłonie błądzące po moim ciele, pieszczące najmniejszy zakamarek mojego ciała i doprowadzające mnie do obłędu. Twoja męskość z każdym pchnięciem wypełniała mnie coraz bardziej, a ja myślałem, że płaczę z przeżywanej rozkoszy. Całe EXO mnie słyszało i nie żałuję, naprawdę. 

Chyba pierwszy raz nie żałuję, że zrobiłem coś za wcześnie, bo na początku zawało się mi, że na to mamy czas i że później będę żałować, a jednak nie! Sehun, mam nadzieję, że będziemy robić to częściej, bo twoje centymetry mnie zadawalają. 

Twoja twarz oblewa się krwistą czerwienią, a ciebie wypełnia uczucie palącego gorąca. Mimowolnie odpinasz dwa górne guziki koszuli, nie wierząc, że Luhana stać na takie wyznania, chociażby w pamiętniku! Pewnie wstydziłby się myśleć, a co dopiero opisywać… 

Odkrywasz, że nie ma dalszej części notatki. Przez chwilę zastanawiasz się, czy Lulu mógłby tak zakończyć swój wpis i jednak to myśl wygrywa. On jest do tego zdolny. Zostawiasz w niepamięć tę stronę, przewracając kilka następnych kartek. 


6 grudnia 

Jaaa… To takie nie fair, że właśnie na „Mikołajkach” ty jesteś w trasie po Korei, a ja siedzę w Chinach i ćwiczę kolejne, taneczne układy. Szkoda, że nie można zrobić tak, aby się wymienić. Wszedłbyś na miejsce Chena i miałbym cię wtedy cały czas przy sobie! I już nikt nie rozdzieliłby nas, bo nie pozwolilibyśmy sobie na to. Nigdy nie pozwolimy, prawda? My jesteśmy niemal, że jednością. Nie da się rozdzielić głowy od reszty ciała, nieprawdaż? 

OMG, co za chore porównanie, Sehun… Za dużo naoglądałem się horrorów i odbija mi. W sumie, to kiedy mi nie odbija? Kekeke. 

„Bądź ojcem moich dzieci!”**. Pamiętasz Sehun ten tekst? Kekeke. A teraz do ciebie, Sehun: Zostaniesz ojcem moich dzieci? Keke. 

Stworzymy jedną, wielką, kochającą się rodzinę! I nikt nam w tym nie przeszkodzi!

~Lulu~

Kiwasz głową. Odruchowo, bez emocji. Wyparowały z ciebie. Dobrze wiesz, że przeszkodzono wam w tym. Sam przeszkodziłeś. 

Docierasz do jednych z ostatnich wpisów. Zostało jakieś pięć kartek. Trzy dni. W różnych odstępach czasu. Czytasz każdy z fragmentów powoli, w ciszy, bez żadnych reakcji. 


25 grudzień 

Wczorajsza Wigilia była… dziwna? Atmosfera panująca na niej była przytłaczająca. Nie odzywałeś się. EXO jakby straciło całą radość, a to wręcz niemożliwe! Przygaśliśmy? Chciałbym wiedzieć, czemu zniknąłeś wczoraj zaraz po kolacji i nie wróciłeś na noc. 

Nie pytałem, gdy zobaczyłem ciebie nad ranem, schlanego w trzy dupy. Śmierdziało od ciebie alkoholem i papierosami. 

Od kiedy palisz, Sehun? 

Przeniosłem się do pokoju, gdzie spał Tao i Kris, chętnie przyjęli mnie do siebie, a ja mogłem dospać jeszcze te dwie godziny. Ale nie potrafiłem. Martwiłem się o ciebie. I martwię. Chciałbym wiedzieć, co się dokładnie stało, ale unikasz mnie, traktujesz jak widmo, zjawę, nie zauważasz. Ból bezsilności i bezradności rozdziera moje serce. Nie mogę przyjąć do siebie wiadomości, że nie chcesz ode mnie pomocy. 

I teraz dopadła mnie pierwsza taka myśl, od kilku miesięcy. Jestem gorszy, Sehun? 

~Lulu~


3 stycznia 

Świnia. Drań. Dupek. Skurwiel. Sukinsyn. 

Czemu znam tak mało określeń na ciebie, hm? Może dlatego, że nigdy nie sądziłem, że to mi zrobisz, co? Fajnie było przelecieć w Sylwestra dziewczynę z SNSD, hę? Pewnie jest znacznie lepsza w łóżku, może dobrze obciąga? 

Płaczę, wiesz? 

Serce krwawi, rozdarte na miliony kawałeczków, w które wbite są tysiące igieł. Tak bardzo boli ta wiadomość, że jednak mnie nie kochasz. Zdradziłeś mnie i powiedziałeś mi to prosto w oczy, bez żadnej skruchy, a może wręcz z dumą? 

Jestem z tego dumny, nie? Uwiodłeś głupiego Lulu, dałem ci dupy, a teraz muszę jakoś to przeżyć. 

Tyle wiesz co. Ja nie przeżyję tego. 

Kocham cię. Bez nienawiści. 

I to takie głupie, irytujące, ale mam ochotę błagać ciebie na kolana, żebyś wrócił do mnie. Moje serce pewnie ci wybaczy, bo nie potrafi bez ciebie żyć. Ono umiera, wiesz? Chcesz, żebym ja też umarł, Sehun? 

Sehun, błągam, nie rób mi tego… Sehun, Sehun, SEHUN! Ja chcę tylko ciebie, tylko… tylko… Umieram? Nie chcę żyć. Ja. Luhan. Wrak człowieka.

~Lulu~


24 stycznia 

Już nie mogę… Nie potrafię patrzeć na ciebie, uśmiechniętego w stronę swojej dziewczyny. To boli. Kurewsko boli. Co ona ma w sobie takiego, że jest lepsza ode mnie? Naprawdę jestem tak beznadziejny, nic nie warty…? Czy te wszystkie chwile spędzone razem nic nie liczyły się dla ciebie? Niby tylko dwa miesiące, ale dla mnie to jest naprawdę wiele. Dwa miesiące… I te wcześniejsze nasze podchody… To chyba nie jest mało? 

Sehun… 

SEHUN! 

Nie rozumiesz, że cię kocham?! Że nie potrafię żyć bez ciebie, że każdy kolejny oddech jest, jak wbicie tysięcy igieł w zranione ciało, powodujące ból… Płaczę, próbuję zrozumieć… I nie mogę… Chciałbym znów wtulić się w ciebie, jak zawsze, usłyszeć zapewnienie wiecznej miłości i mieć tę pewność, że nigdy mnie nie opuścić, nie zostawisz. 

Ale chyba przegrałem. 

Zaczynam opadać na dno. Wiesz, te tabletki nawet nie są złe… Trochę się rozweseliłem… Ale czuję, że jestem coraz słabszy. Nie wiem, ile mi zostało, ale chciałbym ci przekazać kilka ważnych słów. Szkoda, że jesteś na randce z Yuri; nie mogę powiedzieć ci tego osobiście. Heh… Zaczynam trochę bazgrolić, trudno jest mi utrzymać długopis, a ja lekko drżę w spazmach szlochu i obezwładniającego uczucia pustki. Chyba doczytujesz się, nie? Mam nadzieję. 

Wiesz, że cię kocham? 

I nie potrafię żyć bez ciebie. Tak jak złota rybka Tao nie potrafi żyć bez wody. Tak jak kwiatek Kaia dla Kyungsoo więdnie bez słońca. Tak jak Księżyc jest niczym bez Ziemi. Tak ja nie umiem, nie potrafię i nie chcę żyć bez ciebie. Rozumiesz? To dlaczego twoje uczucie do mnie znikło? Czyżby nagle Ziemia przestała potrzebować Księżyca? Czemu mi nie odpowiesz, Sehun? 

Pamiętasz może piosenkę, którą nuciłem często pod nosem? 

Wszystko, co dobre powoli zanika, podczas tej niekończącej się nocy… Co jeszcze można stracić, skoro nic, oprócz ciebie się nie liczy?*** 

Jednak ta noc ma koniec, Sehun. 

Właśnie wschodzi słońce. Serce bije mi w zabójczym tempie, krew pulsuje zdecydowanie za mocno… Nie sądziłem, że ostatni wschód przyjdzie mi oglądać samemu… Życie. Życie, które dla mnie się skończyło. 

Sehun? 

Serce strasznie mnie boli… 

Kończy się mój czas. 

Opiekuj się swoją Yuri i bądźcie szczęśliwy. 

Seuhun, Kocham Cię. 

Twój na zawsze Lulu.~ 

Praktycznie nie reagujesz. Płaczesz. Dławisz się niemym szlochem. Łzy kapią na ostatnią stronę w pamiętniku, rozmazując niektóre słowa. Wiesz, że spieprzyłeś to. Przeżywasz wszystko od nowa. Pamiętasz wszystko z tamtego dnia. Siedziałeś przy szpitalnym łóżku, błagając o powrót Luhana, gdy ten wydawał z siebie ostatnie tchnienia. Zabiłeś go. Zabiłeś swoją miłość, cząstkę siebie. Doprowadziłeś go do nędzy, niszczyłeś powoli, może nie zdając sobie z tego sprawy. Umierał z dnia na dzień. Gasł w oczach, aż zakończył swoje cierpienie w drastyczny sposób. Wyniszczyłeś go całkowicie. Ukochanego, który poświęcił się tobie w całości. Wybrałeś mniejsze „zło”, bo chciałeś zostać zaakceptowany przez rodziców, na nowo przyjęty w rodzinę, ale nic z tego nie wynikło. Jedynie zniszczyłeś wszystko. 

Rzucasz pamiętnikiem o podłogę. Łzy powoli rozmazują ci obraz, ale znajdujesz to, czego szukasz. Leży na dnie szafki. Wyciągasz broń. Drżącymi dłońmi od szlochu, podnosisz pistolet na wysokości skroni. Łapiesz za spust. Bierzesz kilka głębszych wdechów, wracasz do radosnych wspomnień związanymi z Lulu. Widzisz jego uśmiech. Sam uśmiechasz się przez łzy. 

Jedno pociągnięcie. 

Jeden strzał. 

Jeden huk. 

Jedno zatrzymujące się serce. 

I dwie dusze łączące się w wiecznym tańcu miłości. 


~~~


*(tłum. Przepraszam, ale cię kocham. To było kłamstwo.) Big Bang – Lies 

**tekst z anime „Kuroshitsuji” Grell do Sebastiana x3 

***Przetłumaczona piosenka X Japan – Forever Love

Obserwuj