Aktualizacje

1.06.2015
Założyłam wattpada. Powoli będę przenosić tam swoje opowiadania:)
http://www.wattpad.com/user/Maczin_


15.08.2015
Dodany post z okazji 3 lat bloga!

piątek, 1 lutego 2013

TaoRis "Czterdzieści osiem godzin"

Paring: TaoRis (w tle HunHan)
Gatunek: AU, angst (?)
Ostrzeżenia: Gdzieś tam jest jakieś wspomnienie seksu, ale naprawdę to jest niewiele. Wulgaryzmy.
A/N: Nie wiem, co mnie wzięło na coś tak chorego. To jest dziwne... i nie wyszło tak, jak chciałam. Na początku miała to być miniaturka, ale rozpisałam się za bardzo. Wiek jest oczywiście zmieniony. Hm, no i wszystkie powtórzenia są celowe. 

***
- Nazwisko i imię.

- Wu YiFan.

- A teraz powiedz: od czego się zaczęło?

*** 

Czterdzieści osiem godzin

Poznaliśmy się w liceum, był o dwie klasy niżej ode mnie. To był jego pierwszy dzień w tej szkole. Od razu wpadł mi w oko. Ciemne, brązowe włosy ułożone w artystycznym nieładzie, uśmiech, który powalił mnie na kolana i spojrzenie godne najsłodszej pandy w Chinach. Wyglądał na przestraszonego, cały czas nerwowo poprawiał mundurek i szybko przemierzał korytarze podczas przerw. Złapałem go właśnie na jednej z nich. Niemal wstrzymał oddech, a jego policzki pokryły się lekkim rumieńcem. Ciekawe, czy wiedział o tym?

- Jestem Kris. – Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, a on niepewnie zacisnął na niej swoją.

- Mów mi Tao – szepnął, a jego oczy zabłysły radosnym blaskiem. Miałem już co do niego plany i wiedziałem, że łatwo je zrealizuję. Pociągnąłem go na siebie i objąłem przyjacielsko ramieniem, kierując się na ławkę. Był zdezorientowany.

- Dzisiaj jest u mnie impreza, mam nadzieję, że się zjawisz. – Wyszczerzyłem się w typowym dla siebie uśmiechu, dzięki któremu nikt mi nie odmawiał. Zamrugał zaskoczony oczami, siadając niepewnie na ławce.

- A-Ale… Ja? Przecież się nawet nie znamy…

- Jak nie? Wiem, że jesteś Tao, masz najsłodszy uśmiech na świecie i jesteś młodszy, co wiem od kumpla. Tyle mi starczy.

Zamarł z lekko rozchylonymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć.

- To jak? – Wwiercałem się w niego intensywnym spojrzeniem, które niektórzy uważali za hipnotyzujące. Ulegnij.

- Będę. O której?

- O szóstej. Z tego co słyszałem, znasz Xiumina. On ci poda, gdzie.

I odszedłem, zostawiając go samego na ławce. Wsadziłem dłonie w kieszenie spodni, obmyślając, jak to wszystko rozegrać.

*** 

- Impreza? Żaden ze świadków o tym nie wspominał.

- Nie sądzę, żeby było po co. Wtedy zaczął się cały mój plan.

- Na tej imprezie?

- Tak.

*** 

Trzydzieści dziewięć godzin

Przeszedłem przez niewielki tłumek osób, które tańczyły na środku salonu. Zaciągnąłem się ostatni raz, gasząc papierosa w najbliższej doniczce. Otworzyłem drzwi, dmuchając mu dymem prosto w twarz. Zakrztusił się, machając dłonią przed nosem; łzy pojawiły się w jego oczach. Parsknąłem cichym śmiechem.

- Myślałem, że nie przyjdziesz. Gratulacje, pando. – Poklepałem go po ramieniu, wciągając po chwili do mieszkania, gdy ten opierał się wejść. Już sama klatka schodowa nie wyglądała zachęcająco, obskurna, gdzie często można było spotkać prostytutki czekające na swoich klientów. Aż dziw, że chłopak odważył się tu przyjść.

- Miałem trochę problemów w domu, ale wymsknąłem się po cichu. – Niezbyt chętnie wziął ode mnie puszkę piwa. Uniosłem brew w geście zaskoczenia.

- Uciekłeś? No proszę, nie podejrzewałbym cię o to. – Popatrzyłem na niego wyczekująco, a on pod wpływem mojego spojrzenia wziął kilka łyków, krzywiąc się. Powstrzymałem parsknięcie śmiechu, dając mu jakiś soczek do popicia. Niby po co do piwa, no ale jak młodemu będzie się lepiej piło, to tym korzystniej dla mnie. Nie muszę przynajmniej siłą tego w niego wlewać. Jak na razie.

W zasadzie, nie wyglądał na takiego, co by już pił, więc za wiele mu nie będzie potrzebne.

Mrugnąłem niezauważalnie do Chena, gdy po dwóch piwach Tao prawie że sam się do mnie kleił. Złapałem go w pasie, łapiąc w dłoń jego podbródek. Oczy młodszego błyszczały jakby z podniecenia. Chwile później to on wpił się w moje wargi, zaciskając dłonie na moich włosach, lekko je ciągnąc. Syknąłem w usta Tao, gryząc je delikatnie, zlizując strużki krwi spływające po jego podbródku. Chłopak pewnie nawet nie zorientował się, kiedy wylądowaliśmy w mojej sypialni. Pospiesznie rozbierałem go, badając każdy zakamarek nowo odkrytej skóry. Wsłuchiwałem się w jego ciche posapywanie i pojękiwanie, które tłumiłem pocałunkami. Szeptałem mu fałszywe wyznania miłości, gdy boleśnie poruszałem się w jego wnętrzu. 
Robiłem wszystko, by nim zawładnąć i żeby po tym wszystkim był na każde moje polecenie. Ktoś musiał wykonać moją brudną robotę i znalazłem idealną osobę do tego. Już robił niemal wszystko co chciałem. Stał się moją zabawką. Wieczna zabawką Krisa.

***

- Podałeś mu narkotyk?

- Przecież nie miałem pewności, że prześpi się ze mną po dwóch piwach. Dostał narkotyk wraz z napojem.

- Skąd je miałeś?

- Byłem jednym z głównych dilerów w tej dzielnicy. Śmieszne, że nie wiecie.

***
Dwadzieścia sześć godzin
 
- Ja naprawdę cię kocham!

- To zrób to, do cholery jasnej! Jeśli mnie kochasz, zrobiłbyś to, bez żadnego zastanowienia! – Mój krzyk był pewnie słyszalny w całym mieszkaniu. Wstałem gwałtownie z łóżka, zakładając na siebie dolną część ubrania. Zapiąłem pasek od spodni, a przeszywające spojrzenie wbiłem w przestraszone ślepia Tao. Chłopak lekko trząsł się, tak jakby miał się zaraz rozpłakać. Dobrze wiedziałem, że bił się sam ze sobą w myślach. I też wiedziałem, co wybierze. Wygrałem. Uległ mi.

- J-Jaa… D-Dobrze… - wydukał z niepewnością w głosie, spuszczając wzrok. Parsknąłem, łapiąc dłonią jego podbródek i unosząc.

- Nie słyszałem. Powtórz! – warknąłem, zaciskając dość boleśnie dłoń. Pisnął, ale nie zwolniłem uścisku, póki nie spojrzał w moje oczy. Jego źrenice rozszerzyły się lekko. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, gdy wypowiedział słowa, które pragnąłem usłyszeć.

- Zrobię to.

Zabrałem rękę, podając chłopakowi ciuchy, a po chwili kartkę papieru i długopis.

- Mam plan. Notuj. 

***

- Zgodził się bez żadnego zastraszania?

- Jak widać. To był… lekki szantaż. Nie moja sprawa, że się zadurzył we mnie.

- Manipulowałeś.

- Był jak marionetka. Chodził tak, jak chciałem. Robił to, co chciałem. Pociągałem za sznurki w tym marnym przedstawieniu.

***

Siedemnaście godzin

- Kurwa, Tao! Spieprzyłeś sprawę! Mówiłeś, że mnie kochasz. Że zrobisz dla mnie wszystko! I co?! – Odgłos uderzenia rozniósł się po mieszkaniu, tak samo jak cichy szloch z gardła Zitao.

- Prze-przepraszam… - załkał, próbując podnieść się z podłogi, ale ponownie go uderzyłem w przypływie ogromnej złości. Zacisnął zęby, a z wargi spłynęła stróżka krwi.

- Przepraszasz?! Wiesz, co mi teraz po twoim przepraszam?! Miałeś idealny cel! Wystarczyło strzelić i zabiłbyś tego cwela! – syknąłem, uderzając tym razem pięścią w ścianę, tuż za brunetem. Skulił się przestraszony, szlochając jeszcze głośniej. Złość dziwnym cudem znikała, gdy słyszałem łkanie młodszego. Tak jakby uspokajała mnie, moje serce i moją duszę. Wziąłem głębszy wdech i objąłem go.

– Zrobimy to jeszcze raz. Inaczej, dobrze?

Chłopak jedynie przytaknął, wtulając się we mnie, niczym mała panda. Przymknąłem oczy, opierając podbródek na jego głowie. W tej chwili chciałem zostać z nim tak na zawsze, przyćmił moją chęć zemsty, ale tylko na teraz.

***
- Czyli jednak mieliście nieudaną próbę.

- Tao schrzanił wszystko. Luhan szedł powoli, nie spiesząc się nigdzie, banalnie było trafić, ale Tao zwlekał. Kiedy Luhan był już mniej-więcej na zakręcie, kazałem mu strzelić. Strzelił, ale za późno. Blondyn skręcił w następną uliczkę.

- Dlaczego to nie ty strzelałeś? Stchórzyłeś? I dlaczego chciałeś go zabić?

- Nie stchórzyłem. Po prostu lubię, jak ktoś wykonuje za mnie brudną robotę. Poza tym, kto podejrzewałby Zitao o zabójstwo? Chyba ktoś pieprznięty. Przecież to taki grzeczniutki chłopak…

***

Sześć godzin

Noc minęła nam bezsennie. Zaplanowaliśmy zabójstwo znacznie inaczej. Czemu by nie zaciągnąć ofiary do jaskini lwa? Będzie znacznie prościej.

- Tao, daj mi jakąś kartkę. – Stukałem długopisem o blat biurka w wyczekiwaniu na papier, który już po chwili miałem przed sobą. Naskrobałem kilka słów, starając się naśladować pismo Sehuna. Miałem jego zeszyt, więc dokładnie mogłem się przyjrzeć, jak pisze każdą literę, każde słowo… Nic trudnego.

Podałem zapisaną kartkę brunetowi.

- Teraz pójdziesz i wsadzisz ją do skrzynki na listy Luhana, ale tak, żeby nikt cię nie widział, zrozumiałeś?

Chłopak przytaknął lekko, mamrocząc pod nosem krótkie: „Zrozumiałem, Kris”. Uśmiechnąłem się, łapiąc go za podbródek i przyciągając do gwałtownego pocałunku.

- A teraz idź. Spotkamy się w pobliskim barze.

***

- Ponawiam pytanie, dlaczego chciałeś zabić Luhana?

- Z zemsty. Sehun nie dał mi kasy za ostatnią działkę, co wziął. Dostało mi się od szefa.

- Ale dlaczego nie chciałeś pieniędzy?

- Tss… Co mi po pieniądzach, gdy mój cały honor uleciał w tamtym momencie? Straciłem wiele w oczach szefa, więc postanowiłem się odwdzięczyć. Nic tak nie boli, jak utrata ukochanej osoby, nie sądzi pan? Luhan miał po prostu pecha, że się związał z nim.

- Pecha… A co było w liście?

- Przecież ponoć go znaleźliście. „Zaproszenie” na spotkanie w pobliżu lasu, niby od Sehuna. Wszystko poszło niemal zgodnie z planem. Luhan przybył w podskokach, a dalszą część już wiecie… Jedynie nie spodziewałem się, że Sehun przyjdzie do Luhana i przeczyta ten list. Zadzwonił po policję, czyli was. Plan idealny w tym momencie przestał być idealnym. 


***

Godzina zero

- P-Proszę! Nie róbcie tego! – ciche łkanie wydobywało się z ust Luhana, który siedział na trawie, cofając się, aż natrafił na drzewo. Z rany w jego nodze wypływała zastraszająca ilość krwi. Jego przerażone spojrzenie podło najpierw na mnie, a później na Tao, który celował w niego.

- Tao. – ponagliłem chłopaka, zaciskając dłoń na jego przedramieniu. Drgnął, dotykając palcem spustu.

- T-Taoo, n-nie… Proszę. – Głos Luhana był mocno zachrypnięty od szlochu, wziął kilka głębszych oddechów. Ręka bruneta zadrżała.

- Tao!

- Z-Zitao…

- Kocham cię. – szepnąłem do jego ucha, lekko się nachylając. I to przeciążyło sprawę. Huk rozniósł się po lesie, odstraszając pobliskie ptaki, które odleciały. Moje usta wykrzywiły się w uśmiechu, gdy wpatrywałem się w martwe oczy Luhana. Trafił prosto w serce.

- Dziękuję. – Pierwszy raz wypowiedziałem te słowa. Tao drżąc wypuścił pistolet z dłoni, a następnie rozpłakał się, wczepiając we mnie. Słaby jak zawsze.

- J-Jaa… Kris… C-Co… J-ja…

Drgnąłem, słysząc w oddali wycie radiowozowej syreny. Brunet skierował na mnie przerażone spojrzenie. Wyrwał się z moich objęć i nawoływał mnie do ucieczki. Miałem uciekać? Uśmiechnąłem się ironicznie, podnosząc pistolet z ziemi. Tao był już w znacznej odległości ode mnie.

- Nie zamierzam uciekać. Niech mnie złapią, nie jestem tchórzem, ale ty… Pando, nie poradziłbyś sobie w więzieniu, zniszczyliby cię tam. – Ze spokojem wycelowałem w chłopaka, przymykając oczy. – Naprawdę, nie chcę tego robić. Ale również nie chcę, żebyś tam wylądował. Wybieram mniejsze zło.

Nie zarejestrowałem faktu, kiedy strzeliłem w zapłakanego Tao, który krzyczał, że mnie kocha. Nie zorientowałem się, gdy zostałem złapany przez policję. Nie pamiętam, jak trafiłem do aresztu.

Jedyne, co wiedziałem i wiem, że kocham ZiTao. Dla jego własnego dobra posłałem go tam, gdzie będzie miał lepiej i nie będzie musiał się już o nic martwić.

Widzisz, jak to dobrze załatwiłem, Pando?

***

Ciszę przerywało jedynie stukanie długopisu w notes i ciężkie oddechy. Policjant lekko drżącymi dłońmi wyłączył dyktafon i spojrzał na mnie. Może nie było tego widać, ale dziwny ból przeszywał moje serce na nowo z każdym wypowiedzianym wcześniejszym słowem. Absurdalne i niemal nierealne było to, żeby się zakochać. A jednak Panda potrafiła roztopić serce Smoka w ciągu czterdziestu ośmiu godzin.

- Zabierzcie go.

Bo przecież nie ma szczęśliwych zakończeń, a zwłaszcza dla takich jak my, Zitao.

5 komentarzy:

  1. Ach, Tao - w obecnym momencie moje ulubione imię. Cieszę się, że go użyłaś <3 (mniejsza, że pełne to Zitao. xD)
    Teraz się poprzyczepiam, jak to ja ^^. Tym razem starałam się czytać uważnie i wychwycić każdy błąd. XD
    ''Aż dziw, że chłopak odważył się przyjść tu.'' - wiem, że się czepiam, ale dlaczego ''tu'' jest na końcu zdania? Brzmi trochę źle ><.
    ''W zasadzie nie wyglądał na takiego (...)'' - przecineczek po ''zasadzie'' :3
    ''To zrób to do cholery jasnej! (...)'' - przecinek po ''to''.
    ''Zapiałem pasek od spodni'' - zjadłaś ogonek, a ty ty :<
    ''Chłopak lekko trząsł się, jakby miał się zaraz rozpłakać.'' - po przecinku słowo ''tak'' by się zdało ^^
    ''Tao, daj mi jaką kartkę.'' - nie ''jakąś''? :3
    '' (...) zniszczyliby ciebie tam.'' - lepiej brzmi ''cię''.
    ''Ale równie nie chcę (...)'' - lepiej brzmi ''również''.
    ''Nie zarejestrowałem faktu, gdy strzeliłem w zapłakanego Tao, który krzyczał, że mnie kocha. Nie zorientowałem się, gdy zostałem złapany przez policję.'' - powtórzenie (''gdy''). [Mówisz, że powtórzenia są celowe, noo alee... xD)
    Widzisz? Mało tego. :D
    Trochę niefajnie się kończy ta opowieść, ale cóż, tak trzeba :c Może nie popłakałam się tak, jak przy poprzednim, ale i tak było mi trochę żal Tao, szczególnie widząc, jak na początku Kris udaje, że go kocha. No i oczywiście, śmierć 'słodkiej pandy' była niewesoła :<
    Naprawdę nadajesz się do pisania, z każdą notką coraz bardziej się upewniam <3 Pisanie takich smutnych wychodzi ci równie dobrze, jak radosnych, więc nie mów, że nie umiesz ; p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, Memory jak zawsze pilnuje <3 Dziękuję za wskazanie błędów, omg... Nawet nie wiedziałam, że tyle ich było, wstyd :c
      I to powtórzenie też poprawię... Będzie lepiej, chociaż miało być celowe, ale... echu.

      Poprawione <3

      Usuń
  2. Wspaniałe. Lepszego nigdy nie czytałam. Genialnie przedstawiłaś sytuację - przeszłość i teraźniejszość. Uczucia też były widoczne. Szkoda mi Tao, w końcu od samego początku myślał, że Kris go kocha - choć... końcówka wskazuje na to, że może i darzył go głębszym uczuciem. Powiem tak... talent masz. : ) Życzę dużo weny i pomysłów na dalsze części.

    Chciałabym cię zaprosić do siebie - bardzo mi zależy na twojej opinii. http://black--days.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje biedne serce...... nie mam słów, przepraszam. ;;
    Obiecałam sobie, że nie będę czytać angstów TaoRis, ale cóż, musiałam i nie żałuję. Co z tego, że zalałam się cała łzami.... i tak dalej, co z tego, że moje serce krwawiło... Pisz takich więcej, ale nie krzywdź już więcej mojej biednej Pandy. ;;;;'
    *idzie dalej płakać do kąta.* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja mina wygląda teraz mniej więcej tak: "D:" Nie spodziewałam sie takiego zakończenia. Bardzo dobre ff :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwuj