Aktualizacje

1.06.2015
Założyłam wattpada. Powoli będę przenosić tam swoje opowiadania:)
http://www.wattpad.com/user/Maczin_


15.08.2015
Dodany post z okazji 3 lat bloga!

wtorek, 5 maja 2015

Empire of the Soul [Vhope]

Paring: VHope (J-hope x V)
Gatunek:  AU
Typ: oneshot [5 515 słów]
Ostrzeżenia: opowiadanie może obrażać uczucia religijne; poruszenie tematu samobójstwa; celowe powtórzenia;
Opis: Ponoć między snem a śmiercią jest niewielka granica. Nastoletni Taehyung z problemami ostrożnie próbuje ją przekroczyć, nie wiedząc, co go czeka. Poznaje inny świat, który tak naprawdę zna. Każdy żyjący znał i pozna ponownie.
Mówią - śmierć nie jest żadnym wyjściem. Ale co tak naprawdę zwykli ludzie mogą wiedzieć o mechanizmie umierania?
A/N: Miło było przelać swoje myśli na kogoś innego. Nie wyszło, aż tak bardzo jak ja chciałam, ale zdecydowałam się dodać.
Każdy "♦" to inny fragment, ale mam nadzieję, że da się połapać w tym całym oneshocie.~

Muzyka, która zainspirowała: 1 | 2 

"Śmierć i sen to bracia bliźniacy"
- Homer



Leżał na łące wśród polnych kwiatów. Wpatrywał się w słońce zawieszone nad błękitnym niebem. Wydawałoby się, że powinno być upalnie. Taehyung jednak nic nie czuł. Ani zimna, ani gorąca. Sam nie wiedział, jak tu się znalazł. Miał wielką pustkę w głowie. Tak jakby jego życie zaczęło się od tego momentu. Jedyne, co do niego docierało, to cichy szum wiatru, mimo tego, nie czuł chłodnego powiewu, a jego włosy nie roztrzepały się. Westchnął, podnosząc się do siadu. Miał wrażenie, że kiedyś tutaj był, dziwne deja vu uderzało do jego głowy, powodując niemiły ścisk gdzieś w środku klatki piersiowej.

- Halo? Wstał, rozglądając się dookoła siebie. Pusto. Jedynie wielki bezkres. Żadnych żywych istot. Zrobił kilka kroków, a nie wyczuwając żadnego zagrożenia, zaczął iść przed siebie. W końcu jakoś musi się stąd wydostać. Może za niedługo trafi na jakiś przystanek odwożący do Seulu? Nawet nie miał pomysłu, jak wytłumaczyć pojawienie się tutaj. Chyba za dużo połknął tabletek nasennych przed snem.

Droga wydawała się nie mieć końca, ale mimo tego, że Taehyung szedł i szedł, nie odczuwał bólu w stopach. Jednocześnie miał wrażenie, jakby szedł w miejscu. Nic się nie zmieniało. Ale do cholery! Co miało się zmienić, skoro tu kurwa nic nie było?! Zirytowany przystanął w miejscu i w tym momencie poczuł, jak ktoś dźga go palcem w plecy. Głośny wrzask wydobył się z jego ust, a on natychmiastowo odwrócił się przodem, jednocześnie potykając przy tym i upadając na cztery litery. Serce niemal chciało wyjść z jego piersi, widząc pochylającego się nad nim chłopaka.

- Wzywałeś? - Taehyung pisnął przeraźliwie i sięgnął za kamień. Ale zamiast go chwycić, jego dłoń przeniknęła przez przedmiot. Brunet zrobił wielkie oczy, wycofując się powoli na ziemi.

- J...Jak...

- Na początku powinieneś się mi przedstawić. - Mężczyzna wyciągnął dłonie do młodszego chłopaka, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Nieładnie, Taehyung. Jestem, Hoseok. Co się stało, że żywa dusza do nas przybyła?

Taehyung nie wiedział, co myśleć. Miał pustkę w głowie, kiedy wstał za pomocą wyższego mężczyzny. On znał jego imię. Żywa dusza? Przybyła? Zaraz, zaraz...

- Skąd ty znasz moje imię?!

- Zgadłem, pasuje ci. - Uśmiech chłopaka skutecznie wybił z jego głowy rozmyślanie nad całą sytuacją.

- A ty...?

- Już mówiłem, Hoseok. - Przewrócił oczami. Wyglądał jakby zmarkotniał na wiedzę, że V kompletnie go nie kojarzy. Jednak on się tym nie przejął. Miał zdecydowanie ważniejsze pytanie niż wiedza, jak on się nazywa. Przecież go już i tak nie spotka, prawda?

- Gdzie jestem? - Gdzie jesteś? W miejscu dla zmaterializowanych dusz. Oczy Taehyunga zrobiły się okropnie wielkie. Chłopak sapnął i odsunął się od Hoseoka, wpatrując w niego z wielkim przerażeniem.

- Dusz?! Jestem w Niebie?! Umarłem?! - Jego głos drżał, tak jak i on cały. Zachłysnął się powietrzem, powodując coś na kształt łkania. J-hope pokręcił głową, wyraźnie rozbawiony.

 - Niebo? A w życiu. Ono nie istnieje. To Harmonia. Planeta oddalona o miliony lat świetlnych od Ziemi - Chaosu. - Wyjaśnił z delikatnym uśmiechem, ale chyba niezbyt skutecznie. Brunet przekręcił głowę na bok, wpatrując się w niego z niezrozumieniem.

- Chaos? Harmonia? Zwariowałem, coś mnie musiało pieprznąć porządnie - jęknął, łapiąc się za włosy i ciągnąc je niemal desperacko. Hosek zachichotał, łapiąc za jego dłonie i odsuwając od głowy. Taehyung poczuł dziwny dreszcz, ale zignorował go, wpatrując się jak chłopak dotyka jego ciała. Nikt wcześniej się nie odważył go dotknąć po tym, jak jego homoseksualizm wyszedł na jaw. Był traktowany jakby co najmniej chorował na trąd.

- Nic cię nie pieprznęło. Sam tutaj przyszedłeś w momencie, gdy usnąłeś. Twoja dusza odnalazła do nas drogę. Zmarszczył brwi, ostrożnie odsuwając się od chłopaka i zabierając swoje dłonie od jego.

 - Po co?

- Sam się niedługo dowiesz. Uśmiech Hoseoka był przerażająco smutny i zanim Taehyung zdążył zapytać, chłopak zniknął, tak jak całe otoczenie, a jedyne co mógł "widzieć" to ciemność.


Chyba nikt nie lubi wstawać rano. Zwłaszcza, kiedy noc nie była dobrze przespana. Jęknął tylko z przecierając zaspane oczy i zwlekł się z łóżka. Z niejakim trudem dotarł do łazienki. Na szczęście krótki, chłodny prysznic doprowadził go do porządku. Zanim założył na siebie mundurek, zawiązał bandaż wokół nadgarstka, przez całe przedramię aż do łokcia. Nie chciał ryzykować, że świeże rany otworzą się w szkole, przez co pobrudzi strój. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział... I tak miał przejebane, po tym jak cała szkoła się dowiedziała o jego homoseksualizmie. Nikt się do niego nie zbliżał, ale mimo to z daleka było słychać wszystkie komentarze na jego temat. Tylko te obraźliwe. Matka, która pracowała za granicą, kazała mu nie zwracać na to uwagi, to tylko dziecięce przekomarzanki. Dziecięce przekomarzanki, które doprowadzały Taehyunga do ciągłego płaczu, jak tylko wracał ze szkoły i kolejnych planów na samobójstwo.

Mówi się, że samobójcy nie planują. Po prostu idą i robią to. Ale Taehyung chciał mieć piękną śmierć. Upewnić się, że będzie tak idealnie jak w jego snach. To chore wymyślać ideał swojego końca, ale czy nie bardziej chorym jest doprowadzać człowieka, że widzi tylko takie wyjście z sytuacji?

Dzień szkolny minął spokojnie. Spokojnie. Czyli usłyszał kilkadziesiąt komentarzy w stylu: "Nadal nie wiem, jak taki pedał może żyć", "Masakra, w ogóle bym się do niego nie zbliżał, jeszcze czymś nas zarazi", "Popierdoliło mu się w głowie. Jest tak okropny, że żadna dziewczyna go nie chce, to próbuje u facetów". Zacisnął usta w wąską linie, przypominając sobie każde ich słowo. Powrót do domu był bolesny pod względem psychicznym. Przez całą drogę nie mógł się zająć nauką, tak jak to robił w domu czy w szkole, zatracając się i zapominając o wszystkich, dlatego słowa innych krążyły po jego głowie, rodząc kolejne rany w zniszczonym sercu. Płakał, ale deszcz zmywał jego łzy, nie pozwalając, aby ktokolwiek inny je zobaczył. Odrzucenie w społeczeństwie bolało, ale jeszcze bardziej bolało odrzucenie ukochanego chłopaka. Nienawidził siebie za to, że był inny. Czy płeć miała, aż tak wielkie znaczenie w miłości, żeby powiedzieć "sorry, ale jestem hetero"? Gdyby urodził się cycatą laską, miałby większe szanse. A przynajmniej nikt nie wytykałby go palcami, a on nie marzył o skoczeniu z mostu przy najbliższej okazji.

Sapnął pomiędzy szlochem, czując rozdzierający ból w sercu. Zacisnął dłoń na koszuli mundurka, opierając się o windę i cierpliwie czekając na swoje piętro. Dojście do budynku, gdy lało, a on ryczał jak małe dziecko, było trudniejsze od wygrania szóstki w totka. Jednak cudem się udało. Pociągając nosem, przymknął na chwilę oczy, próbując się uspokoić. Naprawdę pragnął być dziewczyną. Móc dotknąć i przytulić się do Namjoona, bez jego pogardliwego wzroku, a jedynie zakochanego spojrzenia.

Kładąc się na łóżku, totalna pustka uderzyła do jego głowy. Uśmiechnął się rozmarzony, widząc, że jednak tabletki działały. Czasami je brał. Ostatnio coraz częściej. Tylko dzięki nimi potrafił przeżyć następny dzień. Obrońcy jego życia aka internetowi przyjaciele ciągle mu wypominali, że przecież potrafi przeżyć bez tego. A skąd oni kurwa wiedzą?! Nigdy nie przeżyli tyle upokorzeń i nienawiści skierowanych w ich stronę. To, że przez jakiś czas dawał radę, było naprawdę chwilowe. Kiedy ludzi na moment o nim zapomnieli, a on mógł nieco podbudować swoją psychikę. Taehyung już nie chciał walczyć. Poddał się zaraz po fali niszczeń jego mundurka w szatni na wf, czy przerabianiu zdjęć lub dawaniu ogłoszeń, jakoby miałby być męską dziwką w jakiejś agencji, przez co dostawał kilkanaście telefonów od napalonych staruchów. Bał się wyjść z domu, bo jego adres znali. Na szczęście to ucichło, jednak on już nie miał siły.

Przymknął tylko na chwilę oczy, ale ciemność pochłonęła go w całości, pozwalając usnąć spokojnie, bez żadnych trosk.


Znów nie wiedział, gdzie jest. Ostatnie, co zapamiętał, to jak leżał na łóżku w swoim pokoju. Jednak tym razem siedział na dachu jakiegoś wieżowca, sądząc po widokach. Noc zawitała na dobre, widząc jak mocno oświetlone jest miasto, przygaszając tym nieco blask gwiazd na ciemnym niebie. Tym razem czuł chłodny powiew wiatru, a on sam zatrząsł się.

- Jak ja... - wymamrotał, zanim mu przerwano. Znał ten głos. Ostatnio poznał. Właśnie! Ostatnio! Dlaczego on nie pamiętał o Hoseoku przez cały dzisiejszy dzień? Miał układać w głowie pytania, na które chciał znać odpowiedź, a tak... Nie wiedział, o co chciał zapytać!

- Taehyung? Ponownie? Głos chłopaka był przepełniony wielką troską o niego.

- Ponownie, to źle? Dlaczego nic nie pamiętałem?! - Wstał i szybko do niego podszedł, dźgając go palcem w tors.

- Nie wszystkie sny się pamięta, Taehyung. W ciągu nocy możesz mieć kilka, kilkanaście... A czasami nic nie kojarzysz, żebyś śnił. Uśmiech Hoseoka porażał. Był tak przyjemny, uroczy, a jednocześnie seksowny, że można było się rozkochać po kilku takich. Taehyung potrząsnął głową, wybijając sobie z głowy takie durne pomysły. Już poznał ból i porażkę ze względu na swoją płeć.

- Mówiłeś, że to nie jest sen.

- Ale przybyłeś do nas przez sen. Dlatego twój umysł traktuje to jako abstrakcję. - Chłopak powoli zsuwał skórzaną kurtkę ze swoich ramion, a następnie zarzucił ją na ramiona zszokowanego Taehyunga. Zaraz jednak spuścił wzrok zawstydzony i zagryzając wargę, wyszeptał:

- Ostatnio nic nie czułem...

- Im częściej tu jesteś, tym bardziej będziesz czuć cały ten świat.

- To chyba dobrze, prawda? - Brunet rozpromienił się, zaciskając dłonie na skórzanej kurtce Hoseoka, mocniej się nią opatulając. J-hope jednak nie odpowiedział, wpatrując się gdzieś w dal. - Hoseok?

- Fajnie miejsce wybrałeś do spotkania. - Mężczyzna zmienił temat, podchodząc do krawędzi dachu budynku. Widok zapierał dech w piersiach. Zwłaszcza, kiedy pod stopami miało się niemal cały świat Harmonii.

- Wybierałem? Ja się tutaj obudziłem... Hoseok pokręcił głową, widocznie rozbawiony i odwrócił przodem do Taehyunga.

- To zawsze ty decydujesz, gdzie się pojawisz. Twoja dusza. - Podszedł, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej, prawie że po środku, w miejscu, gdzie powinien mieć serce. - Może nieświadomie, ale decydujesz.

- To dziwne. - Zmarszczył śmiesznie nos, na co J-hope pstryknął go w nos, śmiejąc się. Nie wiedział dlaczego, ale jego reakcja wywołała u niego mocne zaczerwienienie policzków i kołatanie serca. Prawie tak jakby chciało się wyrwać z jego piersi i dotrzeć do mężczyzny. Co się z nim działo? Wcześniej reagował tak tylko i wyłącznie na Namjoona, kiedy widział go w pobliżu.

- Może trochę. - Wyciągnął ręce do zaskoczonego bruneta, który niepewnie je chwycił. Przyciągnął do siebie Taehyunga, a po chwili jego wahań, usiedli razem na skraju dachu. Objął w pasie chłopaka, prawie doprowadzając go tym do zawału. Nigdy nie był tak blisko z żadnym mężczyzną, dlatego tak mocno się peszył i stresował. - Nie martw się. Nie spadniesz. - Hoseok chyba źle odczytał obawy młodszego. Tutaj ewidentnie nie chodziło o strach przed upadkiem z tak dużej wysokości. - Chciałbyś coś wiedzieć, prawda?

- Hoseok, wytłumacz mi. Dlaczego Chaos...? Dlaczego Harmonia? - Ziemia to okropny chaos. Ludzie codziennie niszczą się nawzajem. Dążą do władzy, zabijając przy tym mnóstwo niewinnych osób. Są przyczyną wszelkiego zła, jakie doświadczasz. Doprowadzają Ziemię do ruiny, aby czerpać korzyści materialne. Wszyscy jesteśmy egoistami, jednak na Ziemi to osiąga znacznie większe rozmiary. - Hoseok zacisnął dłoń na dłoni Taehyunga, który spłonął czerwienią. - Tam nic nie ma swojego porządku. Coraz więcej osób chce umierać, bo nie nadążają za innymi. Wiem, że ty też. Ale u ciebie głównym powodem są ludzie, którzy nie widząc nic oprócz czubka własnego nosa. Pragną upokarzać innych i dawać im cierpienie, myśląc, że w ten sposób oczyszczą swoje nieczyste sumienie. - Parsknął głośnym śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Ta Ziemia to chaos. Dosłownie Chaos. Nazwaliśmy naszą planetę Harmonią jako przeciwieństwo. Tutaj trafiają wszystkie dusze skrzywdzone podczas życia na Ziemi. I nie tylko. Jesteśmy tak jakby tą dobrą stroną.

Przechylił głowę na bok, wzdychając i przymykając oczy. Taehyung nawet nie śmiał mu przerywać, głos Hoseoka był spokojny i cichy, co powodowało u młodszego dziwny spokój jego duszy.

- Czyli jest ta zła?

- Zawsze musi być jak w każdej bajce.

- Przecież nie jesteśmy w bajce. - Taehung lekko uniósł brwi w geście zaciekawienia.

- No nie, ale chciałem zabrzmieć jak jakiś poeta. - J-hope zrobił delikatny dzióbek z ust i roześmiał się wraz z chłopakiem, pozwalając na chwilę zapomnienia. Wiedział, dlaczego on się tutaj pojawiał. Czasami jego dusza tylko mignęła na ulicach Harmonii, o czym on pewnie nie pamiętał. Taehyung mógł zapamiętać tylko niektóre spotkania. Te najdłuższe. Dwu czy trzy sekundowe pojawienie się jego umysł nie rejestrował. Ale każda jego obecność była złym znakiem. - Jest ta złą strona, ale ona również ma swoją planetę. I nie martw się. Niemożliwym jest, żeby oni tutaj dotarli. Tak jak my nie możemy się do nich dostać. Nasze dusze spotykają się dopiero na Ziemi.

- Czyli... Ty już nie żyjesz? Hoseok ponownie się roześmiał, mocniej zaciskając dłoń na pasie Taehyunga, powodując u niego wybuch tysięcy motyli w brzuchu.

- Żyję. Zapomniałeś o najważniejszym punkcie. Zmaterializowana dusza. Można by było nazwać nas ludźmi, ale różni nas tym, że jesteśmy nieśmiertelni. Jeśli tylko chcę, mogę narodzić się jako nowa osoba, z takim samym wyglądem jako dusza lub innym, ale jednocześnie zapomnę już o tym, co przeżyłem w Harmonii.

- A później? - Taehyung był wyraźnie zaciekawiony. Wpatrywał się swoimi ciekawskimi oczami w J-hope, opierając zaraz głowę na jego ramieniu. Był zdziwiony swoją postawą. Tak odważną, ale nie myślał o tym. Hoseok go nie odrzucał, więc czym się martwić?

- Żyję. I umieram, znów tutaj trafiając i zaczynając od nowa życie w Harmonii. Niekończąca się pętla. Zawsze mamy wybór. Po śmierci, mogę od razu zdecydować, czy chcę odnowić swoje życie. Jednak... Ja już nie chcę wracać na Ziemię. - Uśmiech Hoseoka zmarkotniał, a chłopak jakby cały zmarkotniał.

- Nie dziwię się.

- Nie chodzi o ból. Czekam na kogoś. Taehyung ponownie się ożywił, lekko odsuwając w bok od niego, aby móc się lepiej mu przyjrzeć.

- Na kogo?

- Osobę, którą kochałem, ale nigdy jej tego nie powiedziałem. Wrócił na Ziemię, niestety, fatum było dla niego tym razem okrutne, wybierając dla niego ciężkie życie. Chciałbym mu pomóc, ale póki on żyje tam, nie jestem w stanie. Muszę czekać na jego śmierć. To naprawdę źle brzmi, ale on nawet nie pamięta o mnie. Gdybym też zszedł na Ziemię, nawet nie wiedziałbym, że miałem mu pomóc. I w dodatku byłbym w tyle o siedemnaście lat. Muszę czekać. - powtórzył się. Każde jego kolejne słowo było coraz cichsze, a Taehyung po raz pierwszy mógł zobaczyć tyle uczuć wypisanych na jego twarzy. Ból, rozpacz... odrzucenie?

- A... jak on wróci? - dopytał nieśmiało, nie wiedząc, czy może prosić o aż tak tyle informacji z życia Hoseoka. W końcu nie znali się tak dobrze, ale V miał wrażenie, jakby spędził z nim już połowę swojego życia.

- Postaram się, żeby sobie o mnie przypomniał. A jak nie, to rozkocham w sobie. W końcu jestem Hoseok! Waleczny koń! - Rozpromienił się.

- Ech?

- Zawsze mi powtarzał, że wyglądam nieco jak koń. - Złapał za swój podbródek, pocierając go i udawał, że zamyśla się, mimo że chciało mu się śmiać z tego wszystkiego.

- W sumie... - Taehyung przekręcił głowę na lewy bok. - Wyglądasz jak super-piękny koń. - Odwzajemnił uśmiech. Kładąc z powrotem głowę na ramieniu J-hope, nawet nie zastanawiał się, że Hoseok przytula go jak największy skarb, mimo że wcześniej mówił o wielkim ukochanym.

- Często słyszałem jak płaczesz

- Ludzie bywają okrutni - wyszeptał, zaciskając dłoń na swoim kolanie i odwracając wzrok.

- Ah, prawda. Ludzie są okrutni. To silne bestie gotowe pożreć każdego kto stanie na ich drodze. Nie wiedzą co to litość. Sumienie ich nie dotyczy. Ale czy ty też nie jesteś człowiekiem?

- Człowiekiem? Chyba nawet nie mam prawa się tak nazwać.
Szept przepełniony bólem,mimo że naprawdę cichy, dotarł do Hoseoka. Dla niego nie było żadnej trudności w usłyszeniu słów od ukochanej osoby. J-hope już od dawna obserwował nastolatka i gdyby mógł, już za pierwszym razem rozprawił się z całym bólem młodzieńca. Niestety po tej stronie nic nie mógł zrobić. Widząc każde upokorzenie Taehyunga, był pod wielkim wrażeniem jego silnej duszy. Duszy, która właśnie teraz powoli gasła, przechodząc małymi krokami do jego wymiaru. Być może, gdyby cały Bóg istniał, anioły i inne rzeczy, w które wierzyli ludzie, Taehyung nie musiałby znosić tego całego cierpienia. Jednak on nie istniał. Żadnego bóstwa nie było, a jedynie Harmonia. Miejsce, gdzie trafiała każda dobra lub skrzywdzona dusza po śmierci, pozwalając na nowe życie.
Miał nadzieję, że tym razem zatrzyma go przy sobie i popuka go w odpowiednim momencie w czoło, kiedy znów przyjdzie mu na myśl wrócić na Ziemię. Chociaż po tych wspomnieniach, na pewno nie będzie myślał o powrocie.
Splótł palce ich dłoni razem. Hoseok pozwolił, żeby cisza odegrała decydującą rolę tej nocy. Przed nim było wielkie zadanie do wykonania - uleczenie zniszczonej duszy przez ludzi. Nie życzył nikomu śmierci, ale wiedział, że Taehyungowi może być dobrze tylko przy jego boku.

Zanim w Harmonii zniknęła ostatnia gwiazda z nocnego nieba, Taehyung usnął na jego ramieniu, tym samym powodując zniknięcie z tego świata i powrót na Ziemie. Zupełnie nieświadomie.


Rzeczywistość coraz bardziej podduszała Taehyunga, zabierając jak najwięcej się da tlenu. Nie potrafił żyć wśród ludzi. Wyliczając wszystkie kpiny, poniżenia, bójki, do tego mógłby dołożyć swój ostatni sen. Pamiętał prawie wszystko, oprócz tego, jak stamtąd zniknął. Jego wspomnienie kończyło się na momencie przymknięcia oczy i wsłuchiwaniu się w spokojny rytm serca Hoseoka. To dziwne, bo po wyjaśnieniu J-hope, że wszyscy w tamtym świecie są duszami, nie sądził, że mogą żyć jak ludzie. Głównie chodziło o to, że Hoseok nie był zimny jak trup, można było go dotknąć, posiadał emocje, a wszystkie jego organy pracowały wyśmienicie, domagając się energii - jedzenia. Hoseok musiał pracować, miał obowiązki. Mówił, że: owszem - są nieśmiertelni - ale do pewnego momentu. Niestety, nie chciał zdradzić, co mogło sprawić, że zmaterializowana dusza mogła umrzeć. Szczerze mówiąc, Taehyung nie widział różnicy pomiędzy Ziemią a Harmonią. Jednak chłopak wspominał mu, że jest tutaj za krótko, aby odczuć te różnice. Ponoć nie ma tutaj złych ludzi. Może nie wszyscy są ultra mega milutcy, bo to jednak zależały od charakteru duszy, ale sam fakt, że mógłby tutaj żyć w spokoju, kusił.

Rozważania Taehyunga na temat śmierci pojawiały się często i kończyło na nieudanych planach bądź poharataniu kilka razy rąk dla groźby i... pomocy? Zawsze się łudził, że ktoś zauważy jego cierpienie, zatrzyma się w czasie i zaproponuje mu ucieczkę od tego wszystkiego. Sam nie miał odwagi wyjechać. Zwłaszcza, że miał marne siedemnaście lat i zero szans na normalne życie. Wizja idealnego świata była naprawdę ciekawa, ale miał jeszcze tyle pytań o tamten wymiar. I nie był do końca pewny tego wszystkiego. Czy jeśli zakończy życie z własnej inicjatywy, trafi do Harmonii? Jak wygląda takie przejście? Bo chyba nie pojawia się tak jak przez sen - nagle na środku ruchliwej ulicy bez niczego?

Sytuacja w otoczeniu Taehyunga robiła się naprawdę napięta. Chłopak nie próbował ratować swojej reputacji. Nie kłócił się, nie zaprzeczał, słysząc wszelkie obelgi na jego temat. Mimo że każda boleśnie raniła jego duszę, nie reagował. Był zbyt zajęty rozmyślaniem. Podróżowaniem. Taehyung zauważał, że coraz częściej trafiał do tamtego świata. Skłamałby, gdyby powiedział, że mu nie podobało się tam. Hoseok tak jakby powoli wprowadzał go w ten świat, tłumaczył, chociaż nie na wszystko chciał odpowiedzieć. Mówił, że jeszcze przyjdzie czas na to.
Przebywanie w Harmonii coraz bardziej go pochłaniało. Nie chciał wracać na Ziemię. Zdarzało się, że czasami brał większą dawkę tabletek nasennych albo tylko jedną, ale popijaną alkoholem kupionym od jakiegoś starego dziada zza rogu. Nigdy nie uważał się za rozważnego, więc to dla niego było prawie normą. Pilnować go też nie miał kto. Matka za granicą, ojca nawet nie chciał znać po przeżyciach z nim w roli głównej w dzieciństwie. Cieszył się, że gdzieś spieprzył i nie musiał go oglądać. Ciotka go jedynie pilnowała. Wpadała raz na dwa tygodnie sprawdzić, czy czasem Taehyung nie jest w fazie rozkładu i zawijała do siebie. Co drugą środę. Ciągłe rozmyślanie, tylko uświadomiło mu, jak bardzo ma beznadziejne życie. I może się użalał i nic nie próbował, żeby to zmienić. Ale kto ma siłę, jak wszyscy są przeciwko tobie?

Nastolatek wchodząc do innego wymiaru, zawsze zastanawiał się, gdzie tym razem wyląduje. Z czasem zauważył, że to zależało od jego aktualnego stanu duszy. Jeśli był wyciszony - łąka, buzowały w nim emocje - dach na drapaczu chmur. Chociaż nadal nie wiedział, jakie emocje sprawiły, że raz znalazł się w pokoju pełnym zabawek. Cholernie dziwne.
Tradycją już było trzymanie się za ręce z J-hope, mimo że ledwie co go poznał. Miał wrażenie, że właśnie tak powinno być. Jego dłonie idealnie pasowały do tych Hoseoka. Zachowywali się jak para, ale Taehyungowi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Każda bliskość z tym chłopakiem, powodowała u niego dziwny wybuch pozytywnych emocji, wirówkę tysięcy motyli i fajerwerków. Zawsze przy nim miał czerwone policzki, a serce ledwie co nadążało za tak szybkim wybijaniem rytmu. Jego wielkie "zakochanie" do Namjoona minęło jak po dotyku czarodziejskiej różdżki. Ciekawe jak to Hoseok zrobił, że to w nim zabujał się na zabój? I to w zasadzie w martwym człowieku.
To mogło doprowadzić go do zguby, pięknej ruiny życia.




- Znów tu jesteś. - usłyszał cichy szept tuż za sobą. Nawet nie zadrżał, spodziewał się go. Nikt inny, oprócz Hoseoka go nie znał tutaj. Nikt go nie widział.

- Ano.

Wpatrywał się w dół, nie czując żadnego strachu. Wieżowiec miał prawie czterysta metrów. Ciężko było wyłapać jakieś szczegóły, za to ogólny widok był przepiękny. Normalnie nawet by nie podszedł bliżej niż pięć metrów, a teraz jakby nigdy nic siedział na krawędzi. Jego nogi luźno wisiały w powietrzu nad wielką metropolią. Gdyby był w tym świecie śmiertelny, na pewno zastanawiałby się nad tak bliskim obcowaniem z ogromną wysokością. Chociaż czasami dopadały go myśli, że śmierć przez skok z wieżowca byłaby najpiękniejszą z możliwych. Zaraz po rozcięciu żył i ozdobieniu swojego ciała krwią.

- Coraz częściej.

- Tak, to dziwne, prawda? Przez siedemnaście lat tutaj nie trafiałem. Nie znałem cię. A od trzech miesięcy widuję cię. 'Coraz częściej' - powtórzył jego słowa z delikatnym uśmiechem i pozwolił się chwycić za dłoń.
Może to była iluzja. Może to przez zbyt mocne tabletki nasenne, które bierze w ostatnim czasie. Ale nawet jeśli Hoseok nie istnieje, to chce zostać w tej iluzji na zawsze. Z nim.
J-hope ścisnął mocniej rękę chłopaka i uśmiechnął się smutno, wpatrując w dół. Samochody pędziły jak szalone, mając wrażenie, że rozpływają się i tworzą razem ciągłe, niekończące się linie. Ludzie zawsze się spieszyli. Nie ważne czy na Ziemi, czy tutaj. - Umierasz, Taehyung. Dlatego pojawiasz się tutaj 'coraz częściej'.

- Co?

- Im częściej tutaj się pojawiasz, tym bardziej przenikasz do naszego wymiaru. Za pierwszym razem tylko mogłeś obserwować. Nic dotknąć, nic poczuć. Dla innych byłeś niezauważalny. Teraz odczuwasz chłód, stajesz się powoli częścią Harmonii. Ludzie cię tutaj zauważają jako niewyraźną postać. Umierasz, Taehyung. Oni cię tam niszczą. - złapał za dłoń przerażonego chłopaka. Taehyung drżał z każdym kolejnym słowem, a dziwny ból wypełni jego ciało. Nie taki jak zawsze, gdy się okaleczał. Ten psychiczny był mocniejszy.

- Pierdolisz - wydusił z siebie z ledwością, czując jak jego gardło jest coraz mocniej ściskane od powstrzymywanych łez. Nie wiedział, dlaczego chciał płakać. Czy to nie właśnie o tym marzył, kładąc się dzisiaj spać? Dostał zimny kubeł otrzeźwienia, który wyciągnął go z pieprzniętych myśli samobójczych. Nagle zapragnął żyć, mimo że tutaj się lepiej czuł. Przerażała go cała wizja śmierci. Owszem, ciągle ją planował, ale gdzieś w głębi duszy siedziało w nim "przecież i tak tego nie zrobisz". Dlatego aż tak bardzo się nie nastawiał. Jego egoistyczna dusza nieco usunęła się w kąt, ukazując tę strachliwą stronę, która nie miała odwagi na takie czyny. Był zachwiany emocjonalnie, czasami nawet odnosił wrażenie, że ma rozdwojenie jaźni. Jednak nie spodziewał się u siebie takiej reakcji, gdy został postawiony niemal przed faktem dokonanym. Ból pożerał jego ciało.
Hoseok jedynie pokręcił głową, uśmiechając się smutno. Taehyung jeszcze zapamiętał, to jak chłopak coś mówi, porusza ustami. Ale szept już do niego nie dotarł, rozmazując się wraz z całym krajobrazem i Hoseokiem.




Pomyślmy. Jak może czuć się człowiek, który próbuje od dobrych dwóch lat się zabić (och, tak, nikt nie powiedział, że Taehyung ma tyle odwagi na to, plus był bardzo beznadziejny w tym), a nagle się dowiaduje, że umiera? Tryskałby z radości zapewne. Zaś Taehyung leżał na wznak na łóżku, wpatrując się w sufit. Miał wielką pustkę w głowie. Przez ostatnie lata czuł nienawiść do wszystkich, obrzydzenie. Jego serce było rozbite w drobny mak przez cierpienie. I teraz - tak jakby wszystko przeszło. Nic nie odczuwał. Zupełnie jakby był kamieniem, a nie wrażliwym Taehyungiem.
Westchnął cicho, przewracając się na bok i sięgając po komórkę, przeglądając zupełnie przypadkowe strony.

- Naprawdę umieram? - Szeptał, mimo że był sam w mieszkaniu. Dziwnie mu było mówić o tym głośno. Ta sytuacja była naprawdę absurdalna, chociaż uważał, że jego emocje jeszcze bardziej. Był nastolatkiem, miał prawo być rozchwianym emocjonalnie i nie wiedzieć czego chcieć. Jednak kiedy raz pragnął wrócić do Hoseoka i wyznać mu miłość, tak za drugim razem zastanawiał się, czy czasem nie jest popierdolony psychicznie i czy to wszystko nie jest jakąś iluzją, a on wyląduje w klitce w psychiatryku? Jego rozmyślania powoli fiksowały mózg. Jedyne na co miał ochotę, to wstać i rozwalić głowę o ścianę, żeby tylko nie myśleć. Głowa go od tego wszystkiego bolała.
Czy to pierwszy znak umierania? Ból? W takim razie już od bardzo dawna umiera, chyba, że chodzi tylko o ten fizyczny.
Zsunął się z łóżka, niechętnie ubierając. Już od kilku dni nie był w szkole, czekając na jakże tę piękną śmierć. Ale kostucha widocznie się nie spieszyła. Właściwie... Ile to potrwa? Czekanie? W końcu dla Hoseoka to, że umiera może się równać z tym, że "Ach, za jakieś czterdzieści lat umrzesz, szybko!". On żyje wiecznie, dla niego to pewnie kilkadziesiąt sekund...
Przeraziła go pusta lodówka To chyba pierwszy taki raz odkąd mieszka sam. Musiał zawsze mieć ją wypakowaną po brzegi. Szczególnie słodyczami, które potrafiły delikatnie ukoić ból.
Mimo że nie chciał wychodzić z domu, to brzuch nie dawał mu wyjścia. W drodze do sklepu wpisywał w wyszukiwarkę hasła typu: "Czy umieranie boli?", "Skąd mam wiedzieć, że umieram?", "Czy wtedy wygląda się brzydko?". Nie znalazł odpowiedzi, to proste - żaden mu zmarły do cholery nie odpowie, bo pewnie nie maja tak pieprzonego neta! Albo ziemski łącznik, aż tak daleko nie sięga. Powinien pozwać firmę za to, że nie wywiązują się z umowy: "internet - dosłownie wszędzie!"? Chyba zapomnieli o tamtych światach, dupki jedne. 

Na zewnątrz panował okropny upał, a mimo to szedł w bluzie z kapturem na głowie. Bał się, że ktokolwiek go rozpozna oraz nie chciał, aby ktokolwiek widział jego blizny. Chciał je zostawić tylko i wyłącznie dla siebie. I w tym momencie był wdzięczny chociaż za klimatyzację w supermarketach. Szybko wybrał produkty, których potrzebował, zaś kolejka była niemożliwie długa i pewnie ugotowałby się, gdyby nie ten zimny powiew powietrza. 

Wyjście do sklepu jednak było dobrym pomysłem. Chociaż przez chwilę zapomniał o tym całym umieraniu, ale również o wszystkich problemach. Mimo że był tutaj, na Ziemi, nie stresował się jakąś szkołą i uwagami uczniów skierowanych do niego. Na ten moment był wolny od wszelkich złych myśli i mógłby polubić to uczucie, gdyby częściej do niego zawitało. Wraz ze zmianą światła z czerwonego na zielone, Taehyung szybkimi krokami przemierzał ulicę. Było mu gorąco i chciał się jak najszybciej znaleźć w domu. Zanim jednak dotarł na drugą stronę, poczuł nagły niepokój który prawie że wmurował go w asfalt. Dziwne uczucie rozsadzało go od środka, aż nie usłyszał głośnego krzyku i pisku opon samochodowych. Mimo że zatrzymał się dosłownie na ułamek sekundy. Cholernie mocne uderzenie w Taehyunga praktycznie przerzuciło go przez maskę samochodu, a następnie na asfalt za pojazdem. Promieniujący ból od brzucha i klatki piersiowej rozchodził się po całym ciele, a on nawet nie mógł drgnąć. Chciał wyć, ale jedynie jęknął, zamykając tylko na chwilę oczy. Pozwolił sobie na kilka głębszych wdechów, nim kaszel odebrał mu cały oddech, zalewając usta krwią. Wrzaski i krzyki powoli się zlewały w jedno, a następnie rozmazywały. Nawet przez chwilę miał wrażenie, że ktoś go podnosi. Jednak nawet nie miał siły otworzyć oczu. Ukojenie jego bólu przyszło zaraz potem – kiedy utracił przytomność i mógł zatopić się we śnie.


Nie tak sobie wyobrażał obudzenie po wypadku. Obudził się w pustym pomieszczeniu. Już na wstępie nie pasował mu wystrój sali szpitalnej. W którym to malują ściany na piękny, ciepły beż i przyozdabiają przesłodkimi obrazami? Plus... Jedna, całkiem oszklona ściana zamiast tradycyjnych okien? Może przez pomyłkę zawieźli go do kliniki dla nowobogackich? Następne, co wydawało mu się podejrzane - zero bólu. Myślał, że będzie zdychać i płakać, aby tylko dać mu kolejne zastrzyki przeciwbólowe. A tu nic! Prawie jak nowo narodzony. Jedynie włosy potargane, jakby spał kilka miesięcy. Brak aparatury i ogólnie sprzętu medycznego już całkiem utwierdziło go w tym, że to nie szpital. Tylko w takim razie co?
Jęknął, podnosząc się do siadu. Skrzywił się, czując jak coś strzyknęło mu w plecach. Przeciągnął się, zauważając, że ma na sobie jakąś za dużą koszulę. Męską. Chryste! A co jak wypił w chuj dużo i cały ten wypadek, Hoseok i tak dalej, to tylko pieprzony sen?! W dodatku podczas tego spania ktoś go... przeleciał? 

- Nie wierzę, jakim cudem... Dlaczego... - wymamrotał, chowając twarz w dłonie załamany. Najbardziej jednak bolała myśl, że idealny facet jak Hoseok po prostu nie istnieje, a był wytworem jego wyobraźni. Naprawdę wydawało mu się, że rozpoczynał przecudowny związek z kimś wyjątkowym, a tu jeb - sen. Gorzej być nie mogło. Tak jakby już za mało miał powodów do samobójstwa.

Zanim wstał, żeby poszukać poszlak, którego to faceta mieszkanie (oby nie Namjoona), drzwi do sypialni otworzyły się z rozmachem, a w nich stanął nie kto inny, a wyszczerzony Hoseok z tacą jedzenia.

- Ha! Dobrze przeczułem, że dzisiaj się zbudzisz! Twoje mamrotanie przez sen było znaczące. Ale nie wiedziałem, że twoja dusza w całości do nas będzie tak wolno wędrowała. Prawie miesiąc tak leżałeś. - Pokręcił z niedowierzania głową, ostrożnie podchodząc do chłopaka. Taehyung miał w tej chwili szczenę prawie do samej podłogi. Jak nie jeszcze niżej.

- Co? Ale...

- Umarłeś i jesteś u nas. Tak dla jasności. Czy nie tego właśnie chciałeś?
 Hoseok jak zwykle błyskawicznie wytłumaczył mu wszystko. Chciałeś? Owszem... Ale... Nie spodziewał się, że właśnie w taki sposób odejdzie. Raczej, że będzie leżał w łóżku i uśnie na wieki. Oraz, że będzie czuł iż odchodzi. Plus inaczej wyobrażał sobie moment przyjścia. Coś w stylu chodzenia po gwiazdach i szukania krasnali, którzy trzymają drogowskazy, wskazując właściwą drogę. Okej, może przesadził, jednak...

- Bardziej mnie ciekawi, dlaczego jestem nagi. - wymamrotał zaczerwieniony, naciągając przydługą koszulę na intymne miejsca. Nie odpowiedział na pytanie, bo to było oczywiste. A raczej do pewnego momentu. Pod koniec już taki pewien nie był, czy właśnie chciał umrzeć.
Hoseok wpatrywał się w niego z niejakim zaciekawieniem, szczerząc swoje zęby.

- Każda dusza przychodzi naga. Musiałem cię ubrać. Wybacz, że patrzyłem, ale chyba się nie obrazisz, prawda? Poza tym masz śliczne ciało. - Klepnął chłopaka w udo, na co jeszcze mocniej poczerwieniał i zdzielił go w łeb.

- Ktoś ci pozwolił? - Wydął delikatnie dolną wargę. - Ostatnim razem trzymaliśmy się tylko za ręce. Nie za szybko lecisz, Romeo?

- Może... - westchnął cicho, biorąc głębszy wdech. - Przepraszam, Taehyung. Ja... naprawdę nie wiem, ale... Ponad dwadzieścia lat ukrywałem swoje uczucie i teraz... A zwłaszcza podczas naszych spotkań. Myślałem, że może czujesz to samo. To o ciebie mi chodziło, kiedy wspominałem o miłości mojego życia. - wyszeptał, łapiąc za drżącą dłoń Taehyunga. Och, chłopak ponownie miał szczenę do samej ziemi. Czy ten facet mówi to wszystko nas serio? Że się w nim zakochał? To tak absurdalnie brzmi...

- Jestem głupi, bo nie zauważyłem.

Taehyung cicho się zaśmiał, kręcąc z niedowierzania głową. Znów mógł się śmiać i nie czuć dziwnego bólu psychicznego. Miał wrażenie, że wraz z odejściem z Ziemi, zostawił tam wszystkie troski i problemy oraz okrutne cierpienie. Oddychał i nie dusił się tym światem. Pierwszy raz miał taką chęć do życia, do poznawania nowych rzeczy,  a przede wszystkim - pewność siebie, którą zabili w nim ludzie. Rozkwitał na nowo. Mimo że na Ziemi pozostał dla nich już tylko trupem, tutaj - jego życie dopiero rozpoczynało nowy bieg.
Jego pamięć z przeszłości nie wracała. Być może nie wróci albo z opóźnieniem, ale nie chciał czekać. Co z tego, że ma całą wieczność? Czemu nie może zacząć tej wieczności od ułożenia sobie życia z chłopakiem, które ostatnie jego sny spędzał z nim?

- Nie jesteś. - J-hope nieśmiało uśmiechnął się, słysząc śmiech Taehyunga. Dokładnie taki, jakiego go zapamiętał, jednak nie wiedział, co to oznacza. Wyśmiał go, pomimo że dni w Harmonii spędzał z nim nieco.. intymniej niż normalni |"koledzy"? Źle odczytał jego zamiary? - Wiem, pewnie się mocno pomyliłem. To za wcześnie, ale ponad miesiąc się tobą tutaj opiekowałem i naprawdę nie mogłem wytrzymać. I musiałem to dzisiaj powiedzieć. Pewnie zabrzmiałem jak ostatni kretyn... - ściszył głoś, czerwieniąc się delikatnie na policzkach. Taehyung musiał przyznać, że wyglądało to przeuroczo. - Ale...

- Ale... Lubię cię... i postaram się ciebie pokochać. - dokończył za zaskoczonego Hoseoka, niemal szepcząc w jego usta. J-hope drżał, kiedy obejmował go niepewnie w pasie i nachylając się. Nie wiedział, czy powinien, ale młodszy rozwiał jego wątpliwości. Złapał go za policzki i delikatnie złożył pocałunek na jego wargach, dając mu obietnicę, na zupełnie nową, inną wieczność. Bez dodatkowych wypadów na Ziemię i ból oraz cierpienie, o którym on sam pewnie za szybko nie zapomni. Ale z takim partnerem... Warto się postarać o chwilę niepamięci.

Obserwuj